środa, 24 sierpnia 2011

Wałkom mówimy nie! Pierogi ruskie

Tylko raz skusiłam się na samodzielne przygotowanie pierogów. Zwykle asystuję mojej siostrze przy lepieniu, ale to nie to samo co zrobienie ciasta, farszu i wyrzeźbienie 100 pierożków dla kilkuosobowej rodziny głodomorów. Coś mnie jednak podkusiło żeby zaryzykować i podnieść sobie kulinarną poprzeczkę. Szło mi nieźle. Przepis na pierogi zapożyczyłam z bloga pookcooka. Ciasto zawierało w sobie dużą ilość masła, więc pierożki ładnie się lepiły, smakowały też nieźle i nawet się nie rozpadały w garnku. Najwięcej kłopotu sprawiło mi wałkowanie ciasta. Czy nie za grubo? A teraz to chyba za cienko rozwałkowałam - zastanawiałam się. Kwestia wprawy. Ale najstraszniejsze były zrzędzenia mojej mamy, powtarzającej refren piosenki, która gra w umysłach wszystkich narzekających: "Trzeba było kupić w sklepie.... la la la.... tyle roboty... trzeba było kupić gotowe i nie męczyć się". Rzeczywiście, jeśli z takim nastawieniem podchodzimy do produkcji pierogów, lepiej dać sobie spokój na wstępie. Ta przygoda nieco mnie zniechęciła. Ale...

Kilka dni temu odwiedziłam moją psiapsiółkę, niejaką K. Postanowiłyśmy, że zrobimy sobie na obiad pierogi. K. powiedziała mi, że jeśli zamienia się w maszynę do lepienia pierogów, to nie oszczędza się, tylko robi od razu kilkaset sztuk. Na stole stawia laptopa i podczas produkcji ogląda sobie wszystkie sezony "Przyjaciół". A ja i tak wiem, że jedzie na coca-coli i delicjach! To ją nakręca nawet wtedy gdy nie lepi pierogów, a po prostu ogląda kryminalne kroniki na najmniejszym laptopiku Wszechświata.
Nam nie były potrzebne żadne wspomagacze, w końcu jak ma się dwóch niewolników, takich jak ja i niejaki P., to można jechać na żywca z pierogami!
Nie obyło się bez wpadek, czyli widmo zakalca unosi się także nad tak doświadczonymi kucharkami jak K. ! Ale to i tak moja wina, bo przeglądałam książkę, z której korzystała K., przewróciłam kartkę na przepis na makaron, K. zagapiła się i z niego zaczerpnęła proporcje na ciasto. K. jednak w porę się zreflektowała, zauważyła, że ciasto jakieś nie ten teges, pojęła swój błąd i wyrobiła właściwe ciasto na pierogi. Ufff, ma się ten refleksik, szczególnie po kilku łykach (bip! bip! product placement!) koka-koli.

Jednak bohaterem tego wieczoru okazała się maszyna do makaronu. Wałki idźcie precz! Z maszynki wyskoczyło idealnie rozwałkowane ciasto. Maszynka K. ma już kilka lat, ale świetnie się trzyma. Marzę o takiej! Może kiedyś jej ukradnę.


K. mocuje się z maszynką. Równiuśkie ciasto trafia na stolnicę i zamienia się w pieroga.


Pierogi ruskie
 przepis pochodzi z książki "Kuchnia polska. Dania na każdą okazję" Marka Łebkowskiego

Ciasto:
- 350 g mąki pszennej
- jajko
- 125 ml letniej wody
- sól

Farsz:
- 600 g obranych ziemniaków
- 250 g twarogu
- 1 cebula
- 1 łyżka masła
- 1/2 łyżeczki grubo zmielonego pieprzu
- sól

+ 2 łyżki masła do polania lub 2 łyżki wytopionych skwarek
+ 200 ml kwaśnej śmietany

Farsz: ziemniaki ugotować w osolonej wodzie, odcedzić, wystudzić i utłuc na kwaśne jabłko. Posiekać cebulę, podsmażyć na patelni na złoto. Twaróg rozkruszyć i wymieszać z ziemniakami i cebulą, posolić i przyprawić pieprzem.

Ciasto: zagnieść ciasto z mąki, wody, soli i 1 jajka. Podzielić na części, rozwałkować, nakryć ściereczką pozostałe ciasto. Z cienko rozwałkowanego ciasta wykrawać szklanką krążki. Naciepać farszu, ile się chce. Zlepić jakoś zgrabnie i dokładnie, żeby farsz nie wpadł do wody i nie zrobiła się zupa kartoflana. Pomoże nam w tym paluszek uprzednio zanurzony w szklance wody. Smarujesz brzegi pieroga wodą i sklejasz cynamona, a co!

W szerokim garnku zagotować osoloną wodę i wrzucać biedne, niewinne pierożki. Zamieszać i przykryć. Kiedy pierogi wypłyną na wierzch, odkryć, zmniejszyć ogień i gotować jeszcze 2-3 minuty.

Efekt końcowy naszej pracy leży na wyimaginowanej plaży pod badylem z bambusu.


Precz zakalcom! (czyli mini poradnik anty-zakalcowy dla niedoświadczonych kucharzy, takich jak ja)
- jeśli ciasto rozwałkujesz za cienko i nałożysz za dużo farszu do pieroga, to skubaniec rozleci się i zamiast do Twojego brzucha, wpadnie do wody i zrobi Ci się zupa. Musisz metodą prób i błędów wyczuć moment, w którym na stolnicy pojawia się idealne ciasto. Truuuudne:( Zakalce mnie otaczają:(
- w przepisie nie podano jak bardzo mam zmniejszyć ogień:( Buuuu! Pewnie chodzi o średni ogień. Musisz dobrze znać swoją kuchenkę i wiedzieć, który palnik szaleje albo kuleje. Metodą prób i błędów dojdziesz w końcu na jakim ogniu Twoje pierogi lubią brać kąpiel.

Życzę smacznego zakalca!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz