To już tradycja;).
Jeszcze nie zdradziłam go z żadnym innym, bo i po co?
Dużo masy makowej, do której dodaję więcej orzechów niż rodzynków.
Ciasto jest bardzo delikatne i puszyste.
Wydawało mi się, że pieczenie makowej strucli mam już obcykane, aż tu nagle, pewnego lutowego dnia, w makowcu pojawił się... ZAKALEC!
Zmoro ma, nawet do mojego popisowego ciasta musiałeś się wkraść?
Zatrzęsły mi się majty, bo przecież miała to być próba generalna przed świętami wielkanocnymi.
Rzućmy okiem na to dziwne zjawisko:
Co mogło być przyczyną zakalca?
O ile dobrze pamiętam, bo już trochę czasu minęło od tego zdarzenia, niedokładnie odsączyłam mak.
Później zapewne dodałam za dużo piany z białek, która w dodatku mogła być przebita, bo często mi się to zdarza:P.
No i masa się troszeczkę rozwodniła:P.
Ale mogły być też różne inne przyczyny. Nieświeże drożdże? Może ciasto powinno dłużej wyrastać przed wstawieniem do piekarnika? Gniew Bogów?
Trudno gdybać, na szczęście taka zakalcowata katastrofa już mi się w makowcu nie przytrafiła.
Dla porównania zaprezentuję inne moje makowczyki:
Pierwszy makowiec |
Któryś tam z kolei makowiec |
Zdjęcie wykonane tosterem |
W towarzystwie sernika Toli z Bagien i piernika staropolskiego |
Życzę miłych zakalczyków w maku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz