Piekłam je już kilka razy, ale żadne nie spełniły moich oczekiwań.
Zawsze wychodziły pomarszczone i spieczone.
Postanowiłam zaryzykować i kolejny raz zmierzyć się z tą niesforną, gotowaną bułą (oj, no dobrze, może trochę za ostro zwracam się do bajgla).
Wybrałam wersję bardziej czasochłonną, bo z zaczynem i leżakowaniem ciasta w lodówce.
Tyle zachodu, a bajgle znowu jakieś nie ten teges.
W dodatku przetrzymałam je za długo w piekarniku i niektóre egzemplarze trudno było przeżuć.
Chyba wiem co zrobiłam źle, ale szczerze powiedziawszy minie jeszcze dużo czasu zanim znowu odważę się na pieczenie bajgli.
Bajgle w wersji slow
Przepis z Gotuje, bo lubi
Zaczyn:
150 g mąki typ 750
150 ml wody
szczypta drożdży
2 łyżki zakwasu pszennego (opcjonalnie)
Wszystkie składniki zmieszaj w misce i pozostaw do przefermentowania w ciepłym miejscu na kilka godzin (ok. 8).
Ciasto właściwe:
600 g mąki typ 750
350 g wody
2 łyżki miodu
1 łyżka soli
6,5 g drożdży suszonych
cały zaczyn
Ze wszystkich składników wyrób gładkie ciasto. Pozostaw je w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na godzinę, następnie przełóż na blat, rozpłaszcz i złóż na trzy jakbyś składał list a następnie na pół.
Włóż ciasto do miski, przykryj ściereczką i umieść w lodówce na przynajmniej osiem godzin.
Po tym czasie podziel ciasto na ok 17 kawałków, uformuj z nich kulki i pozostaw na dwadzieścia minut. W każdej z kulek zrób palcem dziurkę. Aby ją powiększyć możesz zakręcić ciastem dookoła palca, tak jakbyś kręcił hula – hop. Tak przygotowane ciasto pozostaw do wyrośnięcia na 40 minut.
W dużym garnku zagotuj wodę. Nie musi być jej dużo, ważne żeby bajgle nie dotykały dna i swobodnie mogły się gotować. Do wody dodaj łyżkę miodu, melasy lub golden sirup. Delikatnie wrzuć wyrośnięte bajgle na wrzącą wodę. Gotuj z każdej strony po minucie. Następnie za pomocą łyżki cedzakowej przełóż na kratkę do wypieków lub ściereczkę.
Obgotowane bajgle posmaruj roztrzepanym jajkiem, zanurz z jednej strony w sezamie lub/i maku. Połóż ułóż na blaszce i piecz w piekarniku nagrzanym do 200 stopni C przez od 20 – 25 minut do momentu, aż nabiorą złotego koloru.
Detektor zakalcuchów:
Zmniejszyłam proporcje żeby uzyskać 10 bajgli, gdyż podejrzewałam, że 17 sztuk nie zmieści mi się na blachach:P.
Do moich bajgli dodałam świeże drożdże (dwa tyle co suszonych) oraz mąkę pszenną typ 500 o nieznanej ilości białka.
Być może to właśnie "słaba" mąka była powodem mojego niepowodzenia?
Trudno gdybać, prześledźmy najpierw cały proces:
Od samego początku zapowiadało się na bajglową katastrofę:P.
Nie doceniłam siły zaczynu (może dodałam za dużo drożdży?) i wykipiał z za małej miseczki:
Kiedy nadeszła pora na formowanie bajgli, nie byłam pewna na czym mają spoczywać.
Najpierw niedbale uformowałam bułeczki i jednego bajgla na próbę (bo jeszcze nigdy nie formowałam bajgli metodą zaproponowaną w przepisie, czyli poprzez wydłubanie dziurki w środku bułki):
Okazało się, że ciasto przykleja się do papieru do pieczenia, nawet po podsypaniu mąką. A przecież bajgle miały wyrastać przez 40 minut! No to wiadomo, że się przykleją na amen i jak je wtedy odkleję?
Niestety nie mogłam wpaść na pomysł jak je uchronić przed przyklejeniem, więc po prostu obficie (a może jednak za słabo:P?) oprószyłam blachy mąką. Miałam nadzieję, że będę je w stanie później oderwać.
Na tym etapie widać również, że bardziej mogłam się przyłożyć do formowania okrągłych bułek, z których później powstawały bajgle. Wprawdzie bajgle znajdujące się na czarnej blasze były formowane inną metodą (formowanie wałka, którego końce później się zlepia), ale te wyszły chyba jeszcze brzydsze:P.
Po 40 minutach wyrastania bajgle niestety przylepiły się do blach. Musiałam je odrywać. Tym samym ich kształt i wewnętrzna struktura zostały poważnie naruszone. Nie dziwota, że później wyszły z nich takie kulfony:P.
Bajgle wrzucałam do gotujacej się wody (do której dodałam melasę):
Później kładłam je na folii aluminiowej.
Czyżby to był kolejny błąd? W przepisie jest wyraźne napisane, żeby przełożyć bajgle na kratkę do wypieków lub ściereczkę. Zapewne po to by je obsączyć z nadmiaru wody.
Na folii aluminiowej raczej nie było mowy o obsuszeniu.
No cóż, następnym razem postaram się lepiej przygotować do procesu gotowania bajgli, a nie wciepywać pod nie to co mam akurat pod ręką:P.
Jak wyglądały bajgle po upieczeniu?
Posypka z sezamu i maku trochę zakryła ich nierówną skórkę. Ale nadal było widać, że nie są to bajgle z prawdziwego zdarzenia.
Z lotu ptaka jeszcze ujdą, ale to zdjęcie powinno uświadomić ogrom estetycznej tragedii:
Na duchu podniósł mnie wpis na blogu A Chef's Daughter, chociaż to trochę nieładnie pocieszać się patrząc na porażki innych;P.
Uff, moje to chociaż dały się zjeść (na drugi dzień, jak skórka zmiękła:P).
Jak widać bajgle to wcale nie taka bułka z masłem.
Szczególnie dla takiego zakalcoroba jak ja.
Co więc muszę uczynić przed kolejną próbą?
Zapewne pomogłoby obejrzenie paru filmików przedstawiających proces powstawania bajgli.
Poza tym muszę prześledzić temat czasu gotowania bajgli.
Jak wynika z eksperymentu przeprowadzonego na blogu King Arthur Flour, zbyt długie gotowanie powoduje, że bajgiel za bardzo wyrasta, traci siły i zaraz po wyjęciu z wody opada. Taka bułka bardziej przypomina sflaczałą oponę, z której uszło powietrze, niż dorodnego, pękatego bajglunia.
No dobrze, ale ja swoje bajgle gotowałam przez 1 minutę, a nie przez 3...
Ale może ogień był za duży?
Tyle pytań, tyle wątpliwości!
Czy kiedyś wyjmę z piekarnika bajgla doskonałego?
A tak bajgle upiekły się innym uczestnikom Lipcowej Piekarni Amber:
Życzę zakalcowatych bułek gotujących się w wodzie.
Bjagle to nie taka łatwa sprawa.
OdpowiedzUsuńKiedy piekłam je pierwszy raz byłam mega niezadowolona.
Nie wiadomo czy za duży ogień przeszkadza czy za długie gotowanie...
Bajgiel to filozofia.
Dziękuję,że piekłaś i masz pozytywne nastawienie do bajglowania.
Zachęcam do następnych prób.
Oj tak, bajgle potrafią dać w kość, szczególnie jak się człowiek napatrzy na te w internecie i chce od razu uzyskać taki sam efekt.
UsuńNawet dzisiaj chciałam piec bajgle, żeby nabrać wprawy:P. Ale za gorąco było, muszę poczekać na bardziej dogodną aurę do bajglowania;).
mi też co nie tak wyszło ,ale smak był okej
OdpowiedzUsuńSmak najważniejszy, a jak komuś wygląd za bardzo przeszkadza, to niech zamknie oczy:P.
UsuńDzięki za wspólne pieczenie..
OdpowiedzUsuńDzięki również.
UsuńWyglądają smakowicie, dziękuję za wspólne pieczenie
OdpowiedzUsuńDziękuję, z lotu ptaka rzeczywiście niczego sobieXD.
UsuńKsztalt nie jest najwazniejszy, choc wedlug mnie wygladaja jak nalezy. Dziekuje za wspolne pieczenie :)
OdpowiedzUsuńDzięki, kształt można przeboleć, ale chociaż skórka mogła być miększa, to by się przyjemniej konsumowało:P.
UsuńSuper bajgle, dzięki za wspólny czas :-)
OdpowiedzUsuńDzięki również za wspólne bajglowanie.
UsuńSą idealne! Miło na nie popatrzeć! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOj, dziękuję, chociaż wydaje mi się, że do ideałów im trochę brakowało:P.
UsuńBardzo smakowite, a uroda nie jest ważna :-).
OdpowiedzUsuńDziękuję za wspólny czas !
Masz rację, liczy się wnętrze:P.
UsuńMoje pierwsze bajgle to katastrofa!;)
OdpowiedzUsuńŻałuję,że nie zrobiłam zdjęć.
Drugie podejście było już całkiem niezłe
i mam nadzieję, że trzecie będzie idealne;)
Nie poddawaj się!:)
Nie poddałam się i jeszcze raz upiekłam bajgle. Niestety znowu nie były perfekcyjne;). Chyba jeszcze muszę trochę poćwiczyć. Szkoda, że nie zrobiłaś fotek swoich katastrofalnych bajgli.
UsuńPewnie z każdym kolejnym razem będzie lepiej:) Te z lotu ptaka są całkiem urocze:)
OdpowiedzUsuńMiejmy nadzieję, ale nie wiem czy się odważę na kolejne próby;P.
UsuńFajnie rumiane! Dzięki za wspólne pieczenie!
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, że chociaż rumiane były, bo jakby wyszły bladziochy to byłaby kompletna katastrofa:P:P.
UsuńMi się pomarszczyły troszkę i nawet nie wiem czemu.... ale i tak smakowały. Pozdrawiam i dziękuję za wspólny czas :)
OdpowiedzUsuńTeż nie wiem czemu tak się marszczą, a niech je! Cieszę się, że Twoje chociaż smakowały, bo moje to ciężko było przeżuć:P.
UsuńŻyczę Ci żebyś się doczekała tego bajgla idealnego! a te wcale nie są takie katastrofalne :)
OdpowiedzUsuńDzięki, ale chyba jeszcze dużo bajgli przede mną:P.
UsuńNie poddawaj się :) Ja co prawda piekłam tą szybszą wersję ale dopiero za drugim razem efekt był dla mnie satysfakcjonujący :) Pozdrawiam i dziękuję za wspólne pieczenie!
OdpowiedzUsuńNie poddam się:). Czyli bajgle to wcale nie taka bułka z masłem, trzeba znaleźć na nie sposób:P.
UsuńPrzede mną też kolejne próby,bo kształt mnie nie zachwycił, w przeciwieństwie do smaku:) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńPróbuj, próbuj, a może uda Ci się okiełznać bajgle i upiec bajgla doskonałego zarówno pod względem estetycznym jak i smakowym.
UsuńWyglądają bardzo apetycznie:-) Dzięki za wspólny czas. Przepraszam, że dopiero teraz, ale byłam na wakacjach:-)
OdpowiedzUsuńDzięki, ja też dopiero teraz odpisuję na komentarze:).
UsuńNo to idę na tego kurczaka, brzmi smakowicie.
OdpowiedzUsuń