środa, 26 września 2012

Prosty z kminkiem

Chleby oceniam według trzystopniowej skali, którą nazwałam "Nakanapkowalną":
1. Chleb doskonały - nie muszę nawet smarować kromeczki masłem, ponieważ naturalny smak i aromat chleba są tak doskonałe, że jakikolwiek dodatek mógłby popsuć tę harmonię.
2. Chleb dobry - chleb smakuje mi dopiero wtedy, gdy posmaruję pajdę grubą warstwą masła.
3. Chleb, o którym wolałabym zapomnieć - chleb jest tak niesmaczny, że muszę na niego nałożyć co najmniej 2kg dodatków żeby zabić jego smak.

Chleby z dużą ilością kminku są u mnie od razu skazane na wylądowanie na 2 albo 3 stopniu skali.

Tak też stało się z kminkowym chlebem z przepisu Andrew Whitley'a, znalezionym na blogu Tatter.
Przeżuwając nagą kromkę, myślałam: "Za dużooo tego kminku". Oczywiście musiałam posmarować pajdę grubą warstwą masła, żeby oszukać kubki smakowe. Z masełkiem nie był taki zły. A gdy położyłam na niego pomidora i inne takie tam, to już w ogóle niebo w gębie:P!!!
Moi domownicy za to byli bardzo niezadowoleni i chleb męczyli przez kilka dni.
Nie dziwiłam im się bo znam ich gust i rzeczywiście bochen mógł im się wydawać mało apetyczny (oni są fanami nadmuchanych, pszennych, dwukilogramowych, potężnych bochnów a nie jakichś razowych podpłomyków).


Prosty z kminkiem
przepis z książki "Bread Matters" Andrew Whitley'a, znaleziony na blogu Tatter


- 350g aktywnego zakwasu żytniego razowego 150% hydracji
- 200g wody
- 150g mąki żytniej razowej
- 100g mąki pszennej razowej
- 200g białej pszennej mąki chlebowej
- 7g soli
- 13g nasion kminku

W dużej misce dokładnie wymieszać wszystkie składniki. Powstałe ciasto wyłożyć na stół i zagniatać przez 6 minut (ciasto jest raczej lepkie, głównie dzięki dużej zawartości mąki razowej).
Uformować z ciasta kulę i włożyć ją do lekko naoliwionej miski. Zostawić pod przykryciem na 1-2 godziny.

Wyrośnięte ciasto lekko odgazować i ukształtować z niego kulę (dobrze naciągniętą), którą należy umieścić złączeniem w dół w koszu wyłożonym lnianym płótnem. Zostawić do wyrośnięcia na 1 i 1/2 - 2 godz. W międzyczasie rozgrzać piec do 250ºC. Bochenek przełożyć na łopatę i zsunąć na gorący kamień.
Piec 10 minut250ºC. Następnie zmniejszyć temperaturę pieca do 210ºC i piec jeszcze 35 minut. Wystudzić całkowicie przed krojeniem (ważne!).


Detektor zakalcuchów:
Zakwas się lenił, nie miałam czasu żeby chleb wyrastał w nieskończoność, więc wrzuciłam jeszcze nie do końca wyrośnięty do piekarnika. Poskutkowało to malowniczym pęknięciem. Ale dzięki temu chleb wygląda bardziej rustykalnie, a co!
Następnym razem chyba upiekę bez kminku, bo podobają mi się takie pszenno-żytnie chleby z maleńkimi, słodkimi dziureczkami ^-^.



Życzę smacznego kminku chrzęszczącego pomiędzy zębami w zakalcowatym chlebku!!!

niedziela, 23 września 2012

Estoński kringel - runda druga

Estoński kringel staje się coraz bardziej popularny na kulinarnych blodżkach.
Nie dziwię się, bo jest bardzo dekoracyjnym ciastem, a do tego smacznym, więc nie trza będzie później świecić blogowymi oczami, że proponuje się niesmaczne gluty.
Kringel w moim wykonaniu zakończył się spektakularną wizualną poraż, ponieważ rozlał się na blaszce i przestał przypominać wieniec.
Nie pamiętam już jakie błędy wtedy popełniłam, zapewne przygotowałam zbyt płynne nadzienie z innego przepisu.
Nie mogłam dać zakalcom za wygraną!
Musiałam zmierzyć się z kringlem jeszcze raz!
Nadszedł czas na rundę drugą!
Do tego miałam wyrzuty sumienia bo w poprzedniej notce zamieściłam instrukcję splatania kringla żywcem inspirowaną zdjęciami z bloga Just Love Cookin' (nie dziwota, bo zdjęcia na tym blogu są przepiękne*_*). Wprawdzie nie wkleiłam cudzych fotek, ale przerysowałam je do Paint'a i uznałam, że skoro tak bardzo się namęczyłam kreśląc myszką koślawe linie, to nie można tego uznać za plagiat...
... na szczęście zmądrzałam, usunęłam ten obrazek i postanowiłam sama udokumentować proces tworzenia kringla. Ach, wtedy naprawdę nabrałam szacunku do pracy jaką wkłada Ana Maria Ciolacu w prowadzenie swojego bloga i przygotowywanie tych pięknych zdjęć. Wprawdzie ona ma lepszy aparat ode mnie, ale nawet to nie usprawiedliwia tego czegoś, co za chwilę pojawi się w tym miejscu...


Estoński kringel
przepis z Just Love Cookin'


Ciasto:
- 300g mąki
- 1/2 łyżeczka soli
- 120ml letniego mleka
- 15g świeżych drożdży
- 30g roztopionego masła
- 1 żółtko
- 1 łyżka cukru

Nadzienie:
- 50g miękkiego masła
- 4-5 łyżki cukru
- 3 łyżeczki cynamonu


Przygotuj zaczyn z drożdży - 15g świeżych drożdży rozpuść z łyżeczką cukru w małej miseczce, dodaj do tego 60ml mleka. Miseczkę postaw nad kubkiem z gorącą wodą i poczekaj kilka minut, aż na powierzchni zaczną pojawiać się bąbelki.

Do dużej miski dodaj zaczyn z drożdży, żółtko, stopione, ostudzone masło, mąkę i sól, wyrób gładkie ciasto i uformuj w kulę.
Ciasto ma teraz podwoić swoją objętość, niech więc leży sobie w misce pod przykryciem, w ciepłym miejscu (przez ok. 1h).
Po tym czasie rozgrzej piekarnik do 200°C.
Oprósz stolnicę mąkę i rozwałkuj ciasto na grubość ok. 1 cm.
Rozsmaruj rozpuszczone masło na rozwałkowanym cieście, następnie posyp je mieszanką cukru z cynamonem (zostaw trochę na późniejsze posypanie wieńca) (AKTUALIZACJA 24.09.2012: w angielskim tłumaczeniu przepisu najpierw jest mowa o miękkim maśle, później o rozpuszczonym. Na zdjęciach instruktażowych widać, że autorka rozsmarowała na cieście nadzienie cynamonowe o mokrej konsystencji. Więc trzymajmy się wersji, że miękkie masło należy połączyć z cukrem i cynamonem i takie nadzienie rozsmarować na rozwałkowanym cieście).
Zwiń ciasto w rulon i rozetnij go nożem wzdłuż, na dwie części.
Spleć ze sobą dwie części ciasta, tak jak warkocz, tak by cynamonowe warstwy były widoczne. 
Połącz oba końce warkocza, zwijając go w wieniec.
Przenieś na blachę wyłożoną papierem do pieczenia albo posmarowaną masłem.
Posmaruj wieniec resztką masła i obsyp pozostałą mieszanką cukru z cynamonem.
Piecz w 200°C przez 10 minut.
Następnie zmniejsz do 180°C i dopiekaj przez ok. 20-25 minut, aż wieniec uzyska głęboki brązowy kolor.
Można oprószyć cukrem pudrem albo polukrować.


Detektor zakalcuchów:
Zakalcuch nie wyszedł, hurrra!!!
A oto malutka dokumentacja:

1. Zagnieć gładkie ciasto i uformuj w kulę:


W kulę dało się uformować bardzo łatwo bo ciasto wyszło bardzo zwarte... Zdecydowanie musiałam dolać więcej mleka niż jest w przepisie. Ciekawe dlaczego...
AKTUALIZACJA 24.09.2012: Już wiem dlaczego było takie twarde! Bo zapomniałam dodać żółtka!!! Buhehe!!!

2. Ciasto podwaja objętość:

Ciasto na początku swojej drogi

Ciasto po podwojeniu objętości

3. Wyciepałam ciasto na stolnicę:


4. Rozwałkowałam na prostokąt o wymiarach 45 x 35 cm:


5. Rozsmarowałam miękkie masło przy pomocy paluchów (AKTUALIZACJA 24.09.2012: z tym masłem to nie był dobry pomysł:P):

Miękkie masło gotowe do rozsmarowania

Smaru, smaru

Najłatwiej rozsmarowywało się rękami.
Tutaj pojawiło się zwątpienie: może lepiej byłoby rozpuścić masło albo połączyć je z cukrem i cynamonem?
No ale smarowałam dalej...
AKTUALIZACJA 24.09.2012: W angielskim tłumaczeniu przepisu jest błąd, który niestety powieliłam. Miękkie masło łączymy razem z cukrem i cynamonem. Taką cynamonową pastę rozsmarowujemy na rozwałkowanym cieście.

6. Czas na cynamonową posypkę:


7. Zwinęłam prostokąt w rulon:


Cynamonowa posypka nie przykleiła się całkowicie do masła, więc trudno było zwijać ten rulon. Zapewne rozpuszczone masło lepiej by się sprawdziło, bądź też pasta maślano-cukrowo-cynamonowa.
AKTUALIZACJA 24.09.2012: Teraz już wiem, że popełniłam błąd z tym masłem i dlatego cynamonowa posypka nie chciała się trzymać ciasta!

8. Rozcięłam rulon na dwie części:


9. Zaczęłam splatać dwa końce ze sobą:



I tutaj okazało się, że większość cynamonowej mieszanki znalazła się na dolnej warstwie, a reszta warstw zaczęła się rozlepiać, ponieważ rozsmarowane masło nie połączyło się dostatecznie z cynamonem i cukrem.
AKTUALIZACJA 24.09.2012: Ups, teraz już wiem dlaczego tak się stało jak się stało. 

10. Zwinęłam 2 części ciasta w warkocz:




11. Warkocz zwinęłam w wieniec:


Nie wiedziałam co zrobić z nierozciętą końcówką, więc przecięłam ją do końca, zaplotłam z resztą warkocza i próbowałam to jakoś ze sobą połączyć, ale nie wyszło zbyt zgrabnie, czego dowodem jest bulwa widoczna na górze kringla.

12. Estoński kringel posypałam resztką cynamonu i cukru:


13. Pomimo, że w przepisie nie było wzmianki o napuszeniu, to zostawiłam kringelek na 30 minut do wyrastania:

Kringel przed napuszeniem

14. Kringel się napuszył:

Kringel po napuszeniu

15. Wstawiłam go do piekarnika i oto co wyjęłam:





Życzę zakalcowatych kringli, kringeli, kringlów... yyy, estońskich wieńców!

sobota, 22 września 2012

Chleby wciąż udoskonalane

Wciąż modyfikuję białasa i Tatterowca.
W białasie zmieniam proporcje, żeby uzyskać chleb wyrośnięty, a jednocześnie mięciutki i sprężysty.
W Tatterowcu modyfikuję tylko dodatki, bo przepis jest bardzo dobry.

  • Chleb najprostszy, bliski ideału
Chleb ten pojawił się w noteczce o białym chlebie na zakwasie. Pochodzi on ze strony Tatter, aczkolwiek jest zmodyfikowanym przepisem Dana Leparda.


Myślę, że ostatnia modyfikacja jest bliska ideału. Jeśli kolejne próby będą przynosiły takie same zadowalające rezultaty, to chyba jesteśmy w domu! O tym marzyłam od początku mojej przygody z chlebem.
Kosmetyczne zmiany polegały na dodaniu pół na pół maślanki i wody. 
Maślanki dodaję ok. 150g.
Nie pamiętam ile dokładnie dolewałam wody, ale na pewno było to 160g i dolewałam po kropelce, w zależności od konsystencji ciasta i gęstości maślanki.
Zakwas dokarmiony został 2-krotnie, ale i tak dorzuciłam do ciasta 5g świeżych drożdży. Chleb wyrastał ok. 3,5 h w temp. ok. 20 °C.

Kromeczka
Miąższ był miękki i sprężysty.
Bochenek miał trochę asymetryczny kształt, ale to można poprawić w następnych chlebach.

Jedynym chlebowym problemem, który jeszcze do końca nie rozwiązałam jest miękka skórka i kwestia pieczenia z parą.
Po wyjęciu chleba z piekarnika, skórka staje się miękka. Na pewno nie chrupiąca. W tym chlebie nie było z tą skórką tak źle, szczególnie w miejscu rozcięcia, co może sugerować, że powinnam zmienić materiał, którym wykładam koszyk (?). Teraz jest to jednorazowy ręcznik kuchenny (ehehehe), ale może nie przepuszcza on powietrza tak dobrze jak zwykła bawełniany kuchenny ręcznik? Trzeba to sprawdzić.
Pieczenie z parą wygląda u mnie tak, że wstawiam duże naczynie żaroodporne na dół piekarnika, wlewam tam gorącą wodę, włączam termoobieg na 15 minut, para bucha jak szalona. Gdy piekarnik się nagrzeje, włączam grzanie góra/dół - pary jest wtedy mniej, ale nadal jest.
Spód chleba jest blady, muszę zawsze przewracać chleb do góry nogami i czekać, aż zarumieni się.
Nie wiem jak rozwiążę te problemiki, będę musiała jeszcze pokombinować i poszukać rozwiązania na netku.

Spód chleba i moja metoda na parę w piekarniku.

  • Tatterowiec z suszonymi śliwkami
Rewelka! Aczkolwiek mam inny ulubiony przepis na żytni chleb z suszonymi śliwkami - jest kwaśniejszy od Tatterowca i dzięki temu lepiej czuć kontrast smakowy między zakwasowym miąższem a słodką śliwką.


Wieczorem zalałam wodą 100g suszonych śliwek. Następnego dnia odmierzyłam 200g z wody, w której moczyły się śliwki i dodałam ją do ciasta chlebowego. Śliwki odsączyłam i pokroiłam na pół. Do ciasta chlebowego dodałam również ok. 20g cukru.

Życzę zakalcowatych modyfikacji w wypieczkach!!!

piątek, 21 września 2012

Tola z Bagien znalazła recepturę na sernik lekki niczym puszek okruszek



Tola* wędrowała przez łąki, pola i bagna.
Zahaczała także o lasy,
a nawet mokradła.
Szukała tam sernika,
bez grama rodzynka,
lekkiego niczym motyka.
Bo miał być ciężki, a zarazem delikatny,
nie kremowy, ale też niezbyt twardy,
o niebiańskim smaku.
W końcu znalazła to, czego chciała,
w gospodzie o nazwie "Wielkie Żarło".
Miała wątpliwości jakie dają tutaj jadło.
Jednak gdy skosztowała kawałeczek,
już wiedziała, że to nie przypadeczek,
tylko serniczek z jej snów.


*ta historia wydarzyła się naprawdę. Tola z Bagien to moja siostra.


Sernik puszek
przepis znaleziony na Wielkim Żarciu, ale nie wiem czyjego autorstwa, bo krąży w Sieci pod różnymi nazwami; receptura na masę serową została zmodyfikowana przez Tolę z Bagien




Składniki na tortownicę 22 cm.

Spód:
- 50g margaryny/masła
- 50g cukru
- 34g mąki pszennej (użyłam typ 550)
- 40g mąki ziemniaczanej
- 0,8 jajka (jedno małe powinno załatwić sprawę)
- 0,4 łyżeczki proszku do pieczenia
- 0,4 łyżki octu (nie dodałam)
- 0,4 cukru wanilinowego (nie dodałam)

Ucierać margarynę z cukrem i cukrem wanilinowym, dodać jajko, mąki, proszek do pieczenia i ocet. Wyłożyć ciasto do tortownicy.
Włożyć do nagrzanego piekarnika do 180°C o i podpiec spód na złoty kolor (podpiekałam ok. 15 minut). Wyjąć i ostudzić lekko.



Masa serowa:
- 500g twarogu półtłustego/tłustego, zmielonego co najmniej 2 razy
- 3 jajka (oddzielnie białka i żółtka)
- 30g budyniu śmietankowego (dałam 40g budyniu budyniu doktora etkera, bo tyle było w torebce AKTUALIZACJA 25.09.2012: to był błąd, który spowodował, że sernik się kruszył. Po prostu było za dużo skrobi, która związała wilgoć i sernik zrobił się suchy )
- 300g śmietany kremówki (dałam prawie całą 330 ml śmietankę 30% z biedry)
- 3/4 szklanki cukru pudru (jak ma być słodszy to nawet 1 szklankę walnąć)

Żółtka utrzeć z cukrem, dodać ser i budyń - suchy, na koniec dodać ubite białka, wymieszać delikatnie drewnianą łyżką i ubitą kremówkę i to też wymieszać. Jest to masa delikatna. Położyć na spód podpieczony i do pieca na 1 godzinę 180°C, a czasem 1 godzinę i 5 minut. 
Nie dodaję żadnych bakalii, tylko lukruję wierzch i ubieram rodzynkami i wiórkami (ja poprzestaję na nagim serniku).



Detektor zakalcuchów:
Ach, czymże byłby mój pościk bez kultowego wykrywacza zakalców? Podobno w serniku nie może przytrafić się zakalec, ale to nie znaczy, że nie można czegoś zepsuć. Co też uczyniłam.
Ten serowy puszek okruszek przypomina mi serniki z cukierni. Dobre serniki, na które kiedyś chciałam znaleźć przepis, żeby powtórzyć wypiek w domu.
Nie przepadam za kremowymi sernikami, np. sernikiem nowojorskim. Wg mnie jest zbyt mazisty, kremowy, niczym serek na kanapki.
Wolę tradycyjny polski sernik, którego przedstawicielem jest chyba sernik krakowski (nawet rodzynki mogę w nim przeboleć). Sernik puszek ma podobną konsystencję, może jest lekki i puchaty, ale nie jest zwiewny niczym mój szal z kerfura za 2 zł. Gdybym oplotła szyję szalem z sernika nowojorskiego, na pewno byłoby mi chłodno. Natomiast gdybym opatuliła się szalem z sernika puszka, nadal czułabym na sobie jego delikatną tkaninę, ale jednocześnie zapewniłby mi ochronę przed zimnem.

No dobrze, może przejdźmy do czegoś innego...
Spód z przepisu bardzo dobrze się skomponował z sernikiem. Przypomina mi biszkopt, jest miękki, nie dominuje smaku deseru, ani nie nasiąkł masą serową podczas pieczenia. W oryginalnym przepisie dodano więcej mąki ziemniaczanej, ale miałam jej za mało, więc zastąpiłam mąkę pszenną.
Popełniłam mały błędzik, ponieważ niedostatecznie wyrównywałam ciasto w tortownicy, więc wyrosła górka i musiałam ją uciąć. Na szczęście nie wpłynęło to na stopień nasiąknięcia spodu masą serową.

Co do przygotowywania masy serowej... Trzeba się trochę nagimnastykować, bo i kremówkę trzeba ubić, białka na sztywno też trzeba ubić, a jeszcze żółtka z cukrem... ajajaj, wychodzi na to, że trzeba przygotować 3 osobne miski. Oczywiście nie uczyniłam tego wcześniej i musiałam wyczarowywać spod rękawa kolejne miski. Najpierw ubiłam śmietanę kremówkę, bo myślałam, że zajmie mi to najwięcej czasu i lepiej nie robić tego pod koniec, ale okazało się, że szybko się ubiła i musiała stać samotnie zanim nie ubiłam żółtek z cukrem i piany z białek.
W piekarniku puszek okruszek poszybował ponad tortownicę i przeczuwałam katastrofę na miarę opadającego sufletu. Podczas studzenia w piekarniku z uchylonymi drzwiczkami, sernik rzeczywiście opadł, ale tylko do swojej bazowej wysokości. Na szczęście nie popękał, bo musiałabym czymś wypełnić te krakelury.

Sernik był pyszny, ale trochę się kruszył i nie miał idealnej, gładkiej konsystencji. Ciekawe co zrobiłam źle:) No dobrze, to wszystko wina twarogu! Na kogoś muszę zganić!

Sernik Toli z Bagien:
Tola jest bardziej utalentowana i jej sernik wyszedł idealnie. Zresztą to ona mnie na niego namówiła. A jeśli Tola mówi, że coś jest dobre, to to jest dobre i biorę przepis w ciemno.
Tola stwierdziła, że pierwszego dnia sernik był rzeczywiście bardzo puchaty, jak pianka, ale trzeba nadmienić, iż Tola nie mogła się opanować i jadła serniczek od razu po przestudzeniu. Na drugi dzień sernik uzyskał bardziej satysfakcjonującą, zbitą konsystencję. Porównajmy zatem:

Sernik pierwszego dnia

Sernik po przejściach


Życzę niemożebnych zakalcowatych serniczków!!!

piątek, 14 września 2012

Wieniec drożdżowy z brzoskwiniami i twarogiem (w którym zabrakło brzoskwiń, ale twaróg był)

"Zrób coś z tych brzoskwiń, jutro będą już kaput".
Ale jak można zrobić coś smacznego z niedobrego produktu?
Ostatnim razem nadwyżka brzoskwiń zaowocowała brzoskwiniotką.
Tym razem znalazłam przepis na drożdżowy wieniec, z bardzo ciekawą ząbkowaną dekoracją.
Ciasto drożdżowe rosło sobie grzecznie w misce, zaczęłam obierać brzoskwinie, skosztowałam jedną i...
...fuj!!!
Toż to była podróba brzoskwini!
Brzoskwinia z dodatkiem plastiku.
Papierowa, bez smaku, ohydna.
Nie miałam w zanadrzu innych owoców, więc dodałam sam twaróg.
Nadzienia było stanowczo za mało na taką ilość ciasta, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami...


Wieniec drożdżowy z brzoskwiniami i twarogiem
przepis z bloga Anyżkowo




Składniki na ciasto drożdżowe:
- 1,5 opakowania suchych drożdży (dodałam 25g świeżych drożdży
- 200g jogurtu naturalnego 
- 2 jajka
- 4 szklanki mąki  = 680g
- 1/2 szklanki cukru
- 120g miękkiego masła
- 1 łyżeczka soli (dodałam szczyptę)

+ 1 jajko do posmarowania

Składniki na masę serowo-brzoskwiniową: 
- 300g twarogu na sernik
- 4 łyżki śmietany 30% - 36% (dodałam gęstą śmietanę do deserów 36% z Piątnicy)
- 2 łyżki cukru pudru
- 4 brzoskwinie


Przygotowanie ciasta: Do miski wsypać mąkę, cukier, suche drożdże, sól - wymieszać składniki (z drożdży świeżych zrobiłam rozczyn - w małej miseczce rozpuściłam 25g świeżych drożdży z łyżeczką cukru, wymieszałam z 50g jogurtu i 1 łyżką mleka. Postawiłam miseczkę nad kubkiem z gorącą wodą i czekałam, aż na powierzchni pojawią się bąbelki, zajęło to ok. 10 min.) Wbić jajka do mąki, wlać jogurt i dodać bardzo miękkie masło. Wyrobić gładkie ciasto. Uformować kulę, przykryć ściereczką i odstawić na 40-50 minut (u mnie to zajęło więcej czasu, ale czekałam do podwojenia objętości).

Przygotowanie masy serowo-brzoskwiniowej: Do miseczki dodać ser, śmietanę i cukier puder. Dokładnie wymieszać składniki.

Przygotowanie plecionki: Ciasto rozwałkować na duży prostokąt. Na jednym końcu wzdłuż rozsmarować masę serową i posypać pokrojonymi brzoskwiniami. Zwinąć w roladę do połowy długości prostokąta. Drugi koniec ciasta pociąć na paseczki. Zwinąć ciasto do końca. Następnie uformować koło i połączyć dwa końce ciasta. Drożdżówkę odstawić na 30 minut. Posmarować rozbełtanym jajkiem. Piec w nagrzanym piekarniku przez 25-30 minut w temperaturze 180°C.


Detektor zakalców:
Niby taki prosty przepis, ale jednak okazał się dla mnie wyzwaniem...

Po pierwsze: nie spotkałam się jeszcze z przepisem na ciasto drożdżowe, w którym zamiast mleka zastosowano jogurt. Niby nic w tym dziwnego, ale pojawiło się pewne pytanie, na które nie znałam odpowiedzi - czy można zrobić rozczyn z jogurtem?! Jogurt jest gęsty, a drożdże może lubią pływać w mlecznej kąpieli? 
Przeszukałam internet (o internetku! ma skarbnico wiedzy!) i nie znalazłam żadnej konkretnej odpowiedzi. Musiałam więc zaryzykować! Zaryzykować!!! Nieeeee, tylko nieeeeeee toooooo!
Tak naprawdę to wcale nie ryzykowałam, tylko rozrzedziłam kapeczkę jogurtu kapeczką mleka i w takim mlecznym płynie zatopiłam drożdże.

Po drugie, oczywiście miałam niemałe problemy z ręczną robótką, czyli stworzeniem estetycznego wieńca.
Przedstawmy więc po kolei każdy z etapów:

1.  Rozwałkować ciasto na duży prostokąt, rozsmarować ser wzdłuż jednego końca i zwinąć jak roladę do połowy długości, a drugą połowę pociąć na paski. 
Ponieważ moim nadzieniem był tylko twaróg, zwinięcie rolady nie było proste. Chciałam ścieśniać, ścieśniać, ale płynna masa serowa skutecznie mi to uniemożliwiała. W końcu wyszła mi dość nieforemna rolada - gruba w środku i cienka po bokach. Z nacięciem ciasta na szczęście nie miałam problemów:P


2. Zwinąć ciasto do końca.
Zwinąć ciasto do końca... łatwizna! 
Ale zaraz, zaraz... co dalej?! 
Skoro paski mają się znajdować na wierzchu, a po zwinięciu rolady do końca, znajdują się pod roladą... to jak mam ten długi kawałek ciasta odwrócić do góry nogami? 
To może się wydawać śmieszne, ale miałam z tym naprawdę dużo problemów.
W końcu mamy do czynienia z bardzo plastycznym ciastem, a rolada jest wypełniona płynnym nadzieniem.
Najlepiej poprosić jakiegoś pomocnika i we dwóch wykonać matriksowy przewrót roladą.
Niestety byłam skazana na swoje mierne manualne umiejętności.
Podczas roladowych ewolucji zniszczyłam idealnie wycięte paseczki, które wydłużyły się w nieskończoność albo złożyły w chaotyczne harmonijki.

Olaboga! Co za trwoga! Z rąk wypada ta stonoga!

3. Zwinąć ciasto w wieniec.
Jakoś udało mi się doprowadzić roladę i paski do porządku, więc mogłam przejść do następnego etapu. Kiedy zwinęłam ciasto w wieniec, okazało się, że wyszedł dość nieforemny stwór. W jednej części nagromadziło się za dużo ciasta i twarogu. Okazało się, że zrobiłam za mały prostokąt, więc dziurka pośrodku wieńca wyszła stanowczo za mała. Miałam obawy, że po napuszeniu i pobycie w piekarniku, wieniec przestanie być wieńcem, tylko stanie się zwykłą okrągłą drożdżówką:P

Ciasto po zwinięciu w wieniec

Ciasto po napuszeniu

4. Upieczony wieniec.
Nie było tak źle. Zostało trochę miejsca w środku, więc wieniec nadal mógł być nazwany wieńcem. Wprawdzie wieniec z bloga Anyżkowo wygląda o wiele przystojniej, ale nie bądźmy tacy surowi. W końcu ciasto nie było surowe dla siebie i jak pięknie się upiekło! A smak? Nie byłam zachwycona, bo ciasta w stosunku do nadzienia było za mało. Naprawdę brakowało jakiegoś konkretnego dodatku. Następnym razem przygotuję nadzienie godne królewskiej rolady:P.

Upieczony wieniec

Lewitujący wieniec


Życzę przepysznych zakalców w wieńcach i roladach!!!

niedziela, 9 września 2012

Chleb litewski

Nigdy nie jadłam oryginalnego chleba litewskiego.
Jak mam więc ocenić czy mój wyrób bardzo różni się od ideału?
Może kiedyś zdobędę kromkę chleba litewskiego na targu chleba.
Tymczasem delektuję się wilgotnym, razowym miąższem...


Chleb litewski
Przepis Mirabbelki



Skladniki (porcja ciasta na 2 formy keksowe):
500g zaczynu z mąki żytniej chlebowej (zrobiłam z mąki żytniej razowej)
100g otrąb (użyłam żytnich)
200g wrzącej wody
2 łyżki kminku
350g mąki żytniej razowej (z tego 25g do uprażenia)
150g mąki żytniej chlebowej
300g wody letniej (ok. 1,5 szklanki)
1-2 łyżki melasy (użyłam buraczanej)
1 łyżka soli


Zaczyn/ciasto zakwaszone żytnie - 500g
I etap: wieczorem, na dzień przed pieczeniem
50g płynnego aktywnego zakwasu + 130g mąki żytniej razowej + 120g wody – odstawić na noc ( 8-12 godzin).

II etap: następnego dnia 
dodać 90g mąki żytniej jasnej (typ 720) i 110g wody - odstawić na 3-4 godziny.

Taki zaczyn można użyć do chleba, kiedy się podniesie i jego powierzchnia będzie lekko wklęsła.


Zaparka
Równocześnie wieczorem zalać 100g otrąb (Mirabbelka użyła świeżo zmielonych ziaren zboża) 200g wrzącej wody, dodając do tej mieszanki 2 łyżki kminku (zmiażdżyć je lekko przed dodaniem w moździerzu dla lepszego uwolnienia aromatu). Wody należy użyć tyle, żeby cała mieszanina była wilgotna.

Prażona mąka
Następnego dnia odsypać ok. 2 łyżki mąki żytniej razowej i uprażyć na suchej patelni aż nabierze brązowego koloru (trzeba uważać żeby nie przypalić!)

Przygotowanie chleba:
Następnie wymieszać w misce ciasto zakwaszone z resztą składników, oprócz soli. Mieszać należy tylko do połączenia składników, nie za długo. Konsystencja ciasta powinna być dość luźna. Przy mieszaniu mikserem nie może tworzyć się bryła ciasta.

W odrobinie wody rozpuścić sól, dodać do ciasta i lekko wymieszać całość.

Napełnić ciastem formy prostokątne do połowy ich wysokości, wygładzić smarując powierzchnię wodą.

Chleb powinien wyrosnąć do podwojenia objętości (u Mirabbelki trwało ok. 3,5 godziny), po wyrośnięciu należy jeszcze raz wierzch posmarować wodą.

Pieczenie:
Temperatura początkowa piekarnika 250°C.

Piec w tej temperaturze 15 minut z termoobiegiem, potem zmniejszyć do 200°C i jeszcze 30 min. już bez termoobiegu, dalej zmniejszyć do 180°C i dopiec ok. 25 minut.

Po upieczeniu wyjąć z foremki, odwrócić i wystudzić. Chleb nadaje się do jedzenia dopiero następnego dnia.

Ups, miąższ się trochę zbrylował.

Detektor zakalcuchów:
Chleb przygotowałam z 3/4 składników, czyli wyszło ok. 1200g ciasta, które idealnie zmieściło się w mojej długiej keksówce o wymiarach 32cm x 8 cm.

Chyba powinnam być dumna z mojego zakwasu, bo pomimo, że dzień był chłodny, chleb wyrósł w 3,5h, czyli tyle co u Mirabbelki, a ona ma silny, dojrzały zakwas! Może niedługo będę mogła pożegnać się z dodawaniem drożdży do chlebów?

Czego to ja się nie naczytałam o tym chlebie w komentarzach na przeróżnych blogach! A to, że opada podczas pieczenia, wręcz się zapada do środka, glut w środku, zakalec przebrzydły, kilka nieudanych prób... 
Naprawdę obawiałam się tego co mnie czeka!!! 
Tak się wystraszyłam, że chleb może się zapaść podczas pieczenia, że zmodyfikowałam temperaturę.
Najpierw oczywiście grzecznie "wysuszał" się w termoobiegu, ale w temp. 230°C, ponieważ mój piekarnik może sobie tylko pomarzyć o osiągnięciu 250°C. Nie wiedziałam czego się spodziewać (oprócz zapadającego się chleba) więc zdziwiłam się, że wierzch tak szybko zaczął się rumienić! Po zaledwie 10 minutach! Zwykle moim chlebom zajmuje to więcej czasu. Spanikowałam więc i po 13 min. wyłączyłam termoobieg. 
Następnym etapem było zmniejszenie temperatury do 200°C. W którymś komentarzu na stronie Mirabbelki wyczytałam, że w tym momencie zapadł się komuś chleb. Drżącymi rękami przekręciłam wskaźnik i obserwowałam... Nic spektakularnego się jednak nie stało. Górna skórka chleba przestała brązowieć w zastraszającym tempie więc odeszłam na kilkanaście minut od piekarnika.
Kolejnym etapem miało być zmniejszenie temperatury do 180°C. Nie byłam jednak przekonana do tego kroku, ponieważ kiedy tak robiłam wcześniej, chleby nie chciały się dopiekać. Zostawiłam więc temperaturę 200°C.
Na 10 minut przed końcem czasu wyjęłam chleb z foremki, obróciłam do góry nogami i wsadziłam z powrotem do piekarnika bo ścianki boczne były nadal miękkie. Dopiero teraz przestawiłam temperaturę na 180°C. Chleb ładnie się dopiekł przez te 10 minut.

Minęło kilka godzin (na pewno nie zalecane 24h:P)...
... po rozkrojeniu okazało się, że chleb jest rzeczywiście bardzo wilgotny, podczas krojenia tworzą się grudki, a na nożu zostaje lepki ślad.

Ślad po zbrodni!
W komentarzach na stronie Mirabbelki ktoś żalił się, że chleb chyba jest zakalcuchem, bo jakiś mokry i zostawia ślad na nożu. Wydaje mi się, że to charakterystyczna cecha wszystkich 100% żytnich chlebów.
No nie ma rady na lepkie ślady! Przynajmniej dłużej zachowa świeżość:P!
Chociaż według mnie nie jest to żadna wada, uwielbiam wszystkie rasowe, razowe żytnie chlebiska!
Ale być może się mylę i dotychczas produkowałam same niedopieczone żytnie chleby?
A może to wina tych podrabianych razowych chlebów z piekarni? Bo takiego chleba 100% żytniego ze świecą szukać!
Kiedyś zajadałam się "ciemnym" chlebem, napakowanym ziarnami słonecznika. Myślałam, że jest zdrowy bo przecież ma brązowy kolor i pestki:P.
Kupiłam go ostatnio, już jako oświecona konsumentka chleba i puknęłam się w głowę - przecież to nie jest razowy chleb! Wydaje mi się, że był to najzwyklejszy pszenny chleb zabarwiony melasą albo karmelem. Owszem, nadal był smaczny, ale przecież to jawna ściema!
Ale to temat na inną noteczkę.
Noteczkę, w której pobiję kolejny rekord w używaniu słowa "chleb" (muszę znaleźć jakiś synonim).
Jeszcz jedno spojrzenie na miąższ i grudy:



Tymczasem dziękuję za uwagę i polecam wszystkim ten niezwykle aromatyczny, pachnący kminkiem chleb!

AKTUALIZACJA

Rzeczywiście, po 3 dniach chleb nadal był świeży i moim zdaniem smakował najlepiej! Praktycznie nie zostawiał śladu na nożu. Niestety nie dane mi było sprawdzić jak będzie smakował po tygodniu od upieczenia. Następnym razem, w ramach eksperymentu, schowam jedną kromkę, cyknę zdjęcie miąższu i zrobię z niego grzankę (obawiam się, że tylko do tego będzie się nadawał:P).

Chleb litewski po 3 dniach od upieczenia


Życzę litewskich zakalców, a nawet węgierskich czy też francuskich!!!

sobota, 1 września 2012

Jasny żytni chleb (Light Rye Bread od Bourke Street Bakery)

Bourke Street Bakery to sławna australijska piekarnia. Podobno jedna z najlepszych w Sydney.
Sam David Leibovitz piał z zachwytu, rozpływając się głównie nad serwowanymi tam słodkościami (czekoladowe tartaletki wyglądają nieziemsko, mmm), ale wspomniał też o chlebach wypiekanych z organicznej mąki (pan David twierdzi, że "wonderful").
Jeśli ktoś nie wierzy słowom pana Leibovitz'a, to powinny go przekonać zdjęcia kolejki, która tworzy się przed tym sklepem - ludzie stoją tutajtutaj, tutaj i tutaj.
Oczywiście możliwe, że to tylko owczy pęd opętał mieszkańców Sydney i okolic, ale na ostatnim zdjęciu widać, że pomimo chłodu (stawiam na 15°C) Australijczycy czekają grzecznie w ogonku, żeby skosztować croissanta z szynką i serem (albo tartę z imbirowym crème brûlée). To się nazywa poświęcenie!
Nie dziwota, że właściciele piekarni, Paul Allam i David McGuinness, postanowili wydać książkę z przepisami. Teraz nawet mieszkaniec polskiej ziemi może się cieszyć tymi wspaniałościami.
Oczywiście jeśli zdoła je upiec...

Nie jestem posiadaczką "Bourke Street Bakery - The Collection", ale dzięki googlowemu podglądowi książek znalazłam dla siebie ciekawy przepis.
"Light Rye Bread" zaciekawił mnie tym, że do jego wykonania potrzebne są dwa zakwasy - dużo zakwasu pszennego i ociupinkę żytniego. "Dwuzakwasowca" jeszcze nie piekłam:).
Light Rye Bread można chyba przetłumaczyć na "jasny żytni chleb". Nie jestem pewna, ale chyba nazwa "chleb mieszany" też byłaby odpowiednia, bo chociaż jasna mąka żytnia stanowi 72%, to mąkę pszenną również do niego dodajemy. Gdyby był to stuprocentowy chleb żytni, miałby bardziej mokry miąższ.
Autorzy zapewniają, że bochenek długo zachowuje świeżość, nawet do tygodnia (nie sprawdzałam, ale rzeczywiście na trzeci dzień był jeszcze zdatny do spożycia).
Przepis znajduje się w rozdziale "Yeasted Breads" czyli chleby z dodatkiem drożdży. Ponieważ nie ufam jeszcze swojemu zakwasowi, dodałam zalecane 10g drożdży świeżych, chociaż wydawało mi się, że to trochę za dużo.
I niby wszystko byłoby dobrze...

... gdybym dokładnie nie wczytała się w przepis!
Najpierw pobieżnie przetłumaczyłam go i chciałam pewne rzeczy zrobić po swojemu. Ale postanowiłam, że tym razem posłucham się panów z Bourke Street Bakery. W końcu oni są ode mnie bardziej doświadczeni, przecież nie wypisywaliby głupot w swojej książce, prawda?
Tylko zaraz, zaraz, co oni każą mi robić?
Zostawić chleb na blasze do wyrastania? Ale dlaczego nie w koszyku? A jeśli się rozleje? Zrobić nacięcia zaraz po uformowaniu bochenka? Dlaczego nie przed włożeniem do piekarnika, tak jak zwykle?
Gdybym zamówiła u nich kurs, to może dostałabym odpowiedzi na te pytania. Niestety musiałam szukać ich gdzie indziej.

No dobrze, w przepisie jest podane wytłumaczenie. Pozwolę sobie zacytować: "With a high percentage of rye flour this loaf can be scored before the final prove. Scoring the loaf at this stage will not restrict its ability to prove up, but rather allow it to grow and fill the void left by your deft cuts".
Czyli chleb z dużą zawartością mąki żytniej może być nacięty przed ostatecznym wyrastaniem. Nacięcie chleba w tym momencie nie ograniczy jego wzrostu, wręcz przeciwnie, ciasto wypełni przestrzeń zostawioną przez nacięcia. Ojej, jakie kwadratowe tłumaczenie, mam nadzieję, że wszyscy zrozumieli o co chodzi.
Wtedy jednak nie wierzyłam im na słowo, nie mogłam sobie tego wyobrazić, więc musiałam znaleźć potwierdzenie na obrazkach.

Jak zwykle z pomocą przychodzi bogate doświadczenie użytkowników The Fresh Loaf.
Breadsong prezentuje chleby z pięknymi nacięciami i ozdobami. Przy okazji widzimy zdjęcia przedstawiające bochenek nacięty przed ostatecznym wyrastaniem i bochenek po podwojeniu objętości. Rzeczywiście, nacięcia ładnie się rozeszły, ciasto wypełniło wolną przestrzeń a chleb nie rozlał się dramatycznie na papierze.
Na końcu notki widnieje zdjęcie żytnich bochenków i ostrzeżenie - jeśli chleb przerośnie, przerwy między nacięciami zaczną się rozchodzić!
Również na blogu Wild Yeast napotkałam na fotograficzną dokumentację żytniego chleba, który podczas wyrastania wypełnia ubytki po nacięciach.

W tym momencie byłam już przekonana, że nacinanie żytnich chlebów przed ostatecznym wyrastaniem nie jest żadną herezją. Ale nadal nie wiedziałam czy mogę zostawić moje piękne bochny na wyrastanie na gołej blaszce! Chyba należałoby je czymś obwarować. Albo może skonstruować "couche" domowej roboty?
W końcu uznałam, że zaryzykuję i pozwolę im wyrastać bezpośrednio na blaszce, bez żadnych zabezpieczeń. Och, i co z tego wynikło...


Jasny żytni chleb
przepis Paul'a Allam'a i David'a McGuiness'a z książki "Bourke Street Bakery: The Collection"


2 bochenki po ok. 500g

- 260g zakwasu pszennego (u mnie 100% hydracji, odświeżony 3-krotnie w odstępach 8-godzinnych)
- 40g zakwasu żytniego (u mnie 100% hydracji)
- 145g mąki pszennej (u mnie typ 750)
- 375g mąki żytniej typ 720
- 10g świeżych drożdży
- 12g soli morskiej
- 300ml wody

Jeśli wyrabiamy ciasto ręcznie: połączyć ze sobą wszystkie składniki w wielkiej misce (najpierw rozpuściłam świeże drożdże w odrobinie wody). Wyrabiać w misce, za pomocą wielkiej łychy (u mnie drewniana szpatułka) przez ok. 10 min, aż składniki się połączą. Wyjąć ciasto na czysty blat i wyrabiać przez ok. 15 min., albo aż do momentu, kiedy ciasto będzie gładkie, ale lekko klejące.

Jeśli wyrabiamy wypasionym mikserem: umieścić wszystkie składniki w misie miksera, który posiada hak do wyrabiania ciasta. Miksować na niskich obrotach przez 7 minut. Zebrać ciasto ze ścianek i miksować na wysokich obrotach przez 3 minuty, albo aż ciasto będzie gładkie.

Włóż wyrobione ciasto do lekko naoliwionej miski. Przykryj folią spożywczą i zostaw do wyrastania na 2 godziny w temp. 20°C. Po godzinie złóż ciasto. Np. w ten sposób.

Podziel ciasto na dwie części po ok. 500 g. Uformuj dwa owalne bochenki (czyli tzw. "batard").

Umieść bochny na blasze do pieczenia i oprósz delikatnie żytnią mąką. Natnij bochenki; chleby z dużą zawartością mąki żytniej mogą być nacięte przed ostatecznym wyrastaniem. Nacięcie chlebów na tym etapie nie ograniczy ich wzrostu, wręcz przeciwnie, pozwoli ciastu na wypełnienie wolnej przestrzeni, którą pozostawiły po sobie nacięcia. Odstaw w ciepłe miejsce (25°C) na 40 minut, na ostateczne wyrastanie (u mnie wyrastały trochę dłużej).

Włóż bochny do piekarnika nagrzanego wcześniej do maksymalnej temperatury (u mnie wynosi 230°C) i spryskaj ścianki piekarnika wodą (włożyłam naczynie żaroodporne z wodą).
Obniż temperaturę do 220°C i piecz bochny 30 minut, po czym obróć blachę i dopiekaj jeszcze przez ok. 10-15 minut, albo aż bochny nabiorą koloru ciemnego brązu - upieczony bochen powinien wydawać głuchy odgłos po postukaniu od spodu.


A jak to wyglądało w praktyce...

1. Wyrabianie składników w misce przez ok. 10 minut:
Asekuracyjnie wlałam do ciasta najpierw 200ml wody. Okazało się, że to za mało żeby połączyć ze sobą składniki, więc dodałam kolejne 100ml, tak jak w przepisie nakazano. Mieszałam tą łychą i mieszałam, aż w końcu znudziło mi się i zaczęłam wyrabiać ręcznie.

Ciasto po połączeniu składników

2. Ręczne wyrabianie ciasta:
Aaaa!!! Przecież ciasto miało być "smooth i slightly sticky". Smooth to może ono było, ale jeśli chodzi o stickiness to było raczej very sticky!

Lepi się do rąk!!!

3.  Składanie ciasta po godzinie:
Trudno się posługiwać takim lepkim ciastem, więc nie walczyłam z nim, złożyłam byle jak i wsadziłam do michy.

Złożone ciasto leżakuje w misce

4. Ciasto po godzinie wyrastania:
Ciasto zaliczyło dość znaczny przyrost. Jednak świeże drożdże to nie był taki zły pomysł.

Po godzinie wyrastania

5. Formowanie owalnego bochenka:
Nie miałam pojęcia jak się formuje owalny bochenek, czyli tzw. batard, więc wyszukałam filmik z instruktażem na youtube:


Później próbowałam odtworzyć te same ruchy na moim niemiłosiernie lepiącym się cieście:

Rozpłaszczamy ciasto na omączonym blacie

Zawijamy, zawijamy... na kształt piłki futbolowej

A później już nie cykałam fotek, bo moje dłonie były umorusane lepiącym ciastem i nie chciałam już oblepiać nim komórki.

6. Batards umieszczamy na blasze do pieczenia:
Blachę oprószyłam mąką i usadowiłam na niej koślawe bochny. Bochny i tak później przykleiły się od spodu, więc  to nie był dobry pomysł.

Batards czekają na swoją kolej

7. Bochenki oprószamy mąką żytnią i ładnie nacinamy:
Zrobiłam nacięcia... o oł! Miałam najpierw obsypać mąką! Żytnia mąka znalazła się na nich dopiero po nacięciu, więc wpadła w kratery. Moja tępa żyletka niezbyt poradziła sobie z tym zadaniem. Musiałam kilka razy poprawiać nacięcia.

Nacięte i oprószone mąką bochenki

W internecie wyczytałam, że najlepiej zrobić kilka ukośnych albo poziomych nacięć. Jedno nacięcie wzdłuż chleba nie sprawdza się w tego typu chlebach.

8. Chleby po 40 minutach wyrastania:
Pomimo, że do chlebów dodałam przepisowe 10g drożdży świeżych a temperatura otoczenia była zbliżona do 25°C, to po 40 minutach bochenki nie były jeszcze gotowe do pieczenia. Wykazała to tzw. "próba palca" czyli po lekkim naciśnięciu palcem, ciasto szybko wracało na swoje miejsce. Uznałam, że poczekam kolejne 40 minut.

Chleby po 40 minutach wyrastania

9. Chleby po kolejnych 40 minutach wyrastania:
Niestety stało się najgorsze! Dodatkowe 40 minut to zdecydowanie za dużo dla tych bochnów. Mogłam uważniej monitorować ich wzrost, ale zajęłam się czymś innym i o nich zapomniałam. Chleby zamiast wystrzelić w górę, zaczęły się rozlewać na boki. Widać to szczególnie na białych paskach między nacięciami.
Chleb z ukośnymi nacięciami rozlał się bardziej. Być może dlatego, że pasków było mniej, albo dlatego, że był niedobrze uformowany. Chleb z większą ilością poziomych nacięć trzymał formę.
Może bochenki nie rozlały się tak dramatycznie na boki gdybym użyła couche?

Przerośnięte chleby

10. Chleby po upieczeniu:

Upieczone bochny

Po 45 minutach pieczenia spody chlebów nadal były miękkie, więc obróciłam chleby do góry nogami i dopiekałam jeszcze przez ok. 10 minut.

Spód chlebów
11. Smakowite rozpłaszczaki:
"Czy to są bagietki?"
"Mogłabyś następnym razem upiec trochę wyższe chleby, żeby można było je posmarować masłem?"
Kiedy z piekarnika wychodzą podpłomyki, a nie wielkie, wypieczone, napuszone bochny, nie można się dziwić domownikom, że spoglądają nieufnie w ich stronę. Zawsze można się wytłumaczyć: 
"Ale właśnie tak miało być..."
"To są takie specjalne chleby. Niskie takie..."
Albo następnym razem upiec chleby w keksówce...

Co z tego, że rozpłaszczaki, skoro dobrze smakują?

Miąższ chleba był sprężysty, wilgotny, przy krojeniu trochę rolował się w grudki. Smakowo przypominał inne chleby mieszane z przewagą mąki żytniej jasnej. Długo pozostał świeży, dopiero na trzeci dzień zaczął wykazywać oznaki czerstwienia.

Miąższ z malutkimi, regularnymi dziurkami

12. Nietypowe kanapki z rozpłaszczonych chlebów:
Ponieważ najbardziej rozpłaszczony bochenek w najwyższym punkcie dochodził do 3,5 cm wysokości, nie opłacało się kroić tradycyjnych pajd. Postanowiłam więc zrobić trójkątne kanapki:

Nietypowe kanapki z najbardziej rozpłaszczonego bochenka

Chociaż nie wszystko mi się w tym chlebie udało, nie żałuję tego eksperymentu. Już od dawna nie wychodziłam po za moje rutynowe sposoby przyrządzania chleba. Przy tym wypieku czułam tremę, ale i podekscytowanie. Nauczyłam się wielu nowych rzeczy, o których nie miałabym pojęcia gdybym ciągle piekła tylko proste i znane chleby. Kilka szczegółów będę musiała jeszcze poprawić np. formowanie bochenków. Teraz pozostaje tylko szlifowanie umiejętności i wynajdywanie nowych chlebowych wyzwań.


Życzę równie emocjonujących i owocnych w nowe doświadczenia spotkań z zakalcami!!!