Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą czekolada. Pokaż wszystkie posty

sobota, 15 lutego 2014

Lutowa piekarnia - czekoladowy chleb na zakwasie

Wreszcie udało mi się dołączyć do zabawy we wspólne pieczenie chleba organizowane przez Amber.
W poprzednim miesiącu upiekłam chleb radzieckiego żołnierza, nacykałam pełno foteczek i... miałam awarię komputera.
Niestety musiałam obejść się smakiem i czekać na lutowe zaproszenie.
Okazało się, że Bea zaproponowała chleb z czekoladą i koryntkami, który już kiedyś prezentowałam na swoim blogu.
W tamtej noteczce odgrażałam się, że jeszcze powtórzę ten wypiek, aby poprawić błędy.
Muszę przyznać, że były to słowa rzucone na wiatr i dopiero lutowe wspólne pieczenie zmobilizowało mnie do ponownego zmierzenia się z czekoladowym chlebem.
Żeby się nie powtarzać, postanowiłam zamienić rodzynki na suszone śliwki, a zakwas pszenny na żytni.
Ponieważ poprzednim razem wyjęłam z piekarnika koncertowego rozpłaszczaka, zatroszczyłam się o to, żeby chleb wyrastał w mniejszym koszyku.
Na nic poszły moje starania, bo czekoladowy bochenek znowu wyglądał mało urodziwie.
Przypominał gigantyczne popękane czekoladowe ciasteczko:P.
"Co to za gnieciuch?" - brzmiał jeden z komentarzy;).
Ale przecież nie wygląd, a smak jest najważniejszy.
Z przykrością przyznaję, że suszone śliwki nie sprawdziły się w tym chlebie. Ani nie było ich widać, bo za drobno pokrojone, ani nie było ich czuć, bo zostały stłamszone przez kakao i czekoladę.
Jestem ciekawa czy inni uczestnicy wspólnego pieczenia również zamienili rodzynki na jakieś inne owoce. Może dodatek wiśni i espresso bardziej by się sprawdził?
Chleb smakował mi zarówno ze swojską szynką, jak i dżemem z czarnej porzeczki.


Chleb z czekoladą i rodzynkami, na zakwasie
Przepis z ‘How to make bread’ Emmanuela Hadjiandreou



170 g (2/3 szkl) aktywnego zakwasu pszennego* (użyłam zakwasu żytniego 100% hydracji)
250 g (1 szkl) ciepłej wody
330 g (2 2/3 szkl) mąki chlebowej
200 g (1 1/3 szklanki) rodzynek koryntek (dodałam 100 g suszonych śliwek)
80 g (2/3 szkl) chipsów czekoladowych (dodałam czekoladę mleczną)
8 g (1 ½ łyżeczki) soli
20 g (2 ½ łyżki) gorzkiego kakao
* dokarmionego 12-24h wcześniej

1. Wymieszać rodzynki i chipsy czekoladowe.
2. W drugiej misce wymieszać mąkę, sól i kakao.
3. W dużej misce dokładnie wymieszać zakwas z wodą.
4. Do zakwasu dodać mąkę oraz rodzynki z czekoladą, wymieszaź do połączenia się składników.
5. Przykryć i odstawić na 10 min. (w oryginale – przykryć misą w której wymieszaliśmy mąkę).
6. Po 10 minutach – wyrabiamy ciasto : chwytamy porcję ciasta z brzegu, lekko naciągamy i przyciskamy w środek ciasta; lekko obracamy misę i powtarzamy tę czynność z kolejnym brzegiem ciasta. Powtarzamy składanie 8 razy, co powinno nam zająć ok. 10 sekund, po czym ciasto powinno zmienić strukturę – bardziej sprężyste, stawiające opór.
Ciasto możemy również wyrobić mikserem – najpierw 2-3 minuty na pierwszym biegu, a nastepnie ok. 4 minuty na drugim biegu.
7. Przykryć misę i odstawić na 10 minut.
8. Powtórzyć etap 6 + 7 dwa razy, następnie ponownie etap 6. Przykryć misę i odstawić do wyrośnięcia na 1 godzinę (zostawiłam do wyrośnięcia na 2 h, obok grzejnika, po godzinie złożyłam).
9. Gdy ciasto podwoiło objętość – odgazować je (uderzamy pięścią w jego środek).
10. Wyrośnięte ciasto umieścić na lekko umączonym blacie .
11. Podzielić ciasto na 2 równe części i uformować z nich kule.
12. Wysypać mąką podłużny koszyk do wyrastania chleba i umieścić w nim kulki ciasta, blisko siebie, tak by połączyły się podczas rośnięcia.
13. Pozostawić ciasto do wyrośnięcia, aż podwoi swoją objętość – w zależności od tego, jak mocny jest nasz zakwas (oraz w zależności od temperatury) może to zająć od 3 do 6 godzin.
14. Ok. 20 minut przed planowanym pieczeniem, nagrzać piekarnik do 240st.C, na spodzie umieścić naczynie, do którego wlejemy wodę (przygotować szklankę wody).
15. Gdy ciasto podwoi już objętość, przekładamy je na łopatę lub na papier do pieczenia, posypujemy wierzch mąką i nacinamy.
16. Przekładamy na rozgrzaną blachę (lub kamień), wlewamy wodę do przygotowanego naczynia i obniżamy temperaturę do 220stC.
17. Pieczemy ok. 30 minut, aż chleb będzie ładnie brązowy.
18. By sprawdzić, czy jest on odpowiednio upieczony, stukamy w spód chleba – ma on wydawać ‘głuchy’ odgłos.
Studzimy na kratce.

Uwagi Bei:
- użyłam tutaj zakwasu żytniego, co absolutnie nie wpłynęło negatywnie na smak chleba, wręcz przeciwnie : mam wrażenie, że mąka żytnia idealnie pasuje do czekoladowego miękiszu
- nie dodawałam chipsów czekoladowych, jednak słodycz rodzynek zdecydowanie wystarczyła do zbalansowania wytrawnego smaku kakao
- jeśli pieczemy jeden większy bochenek, należy wydłużyć czas pieczenia o ok. 8 – 10 minut, polecam jednak ten formowany z dwóch kulek ciasta – szybciej się piecze / dopieka i zdecydowanie ładniej wygląda
- tym, którzy obawiają się tego typu metody ręcznego wyrabiania ciasta, polecam zerknąć np. na schematyczne rysunki tutaj – klik, lub na krótkie filmy wideo np. tutaj – klik i tutaj – klik.


Detektor zakalcuchów:
Po upieczeniu chleba jeszcze raz prześledziłam przepis i odkryłam, że pominęłam pewien etap w przygotowaniu!
Otóż powinnam podzielić ciasto na dwie części i dwie kule umieścić obok siebie w koszyku, a ja uformowałam jeden duży bochenek.
Może taki dwuczęściowy chleb wyszedłby zgrabniejszy;)?
Co ciekawe, rok temu też nie zauważyłam tej wzmianki i w dodatku umieściłam złe tłumaczenie przepisu w noteczce (ale już poprawiłam). Dobrze, że nikt nie był zainteresowany moimi wypocinami, bo by mnie oskarżył o celowe wprowadzenie w błąd;).
Książki pana Hadjiandreou nie posiadam, ale mam zdjęcie przepisu, które kiedyś wysłał mi Ray z blogu Garlic Buddha:

Makes 1 large loaf? No to zrobiłam 1 large loaf:P 

Podejrzewam, że zmylił mnie napis "Makes 1 large loaf" umieszczony obok przepisu. Zapewne nie doczytałam dokładnie, albo nie rozumiałam dlaczego ciasto dzielimy na pół, skoro mam być "1 large loaf";P. Na szczęście już mi się rozjaśniło;).
A tak się dziwiłam dlaczego musiałam piec chleb dłużej niż podano w przepisie. Oczywiście oskarżyłam piekarnik:P.

Suszone śliwki pokroiłam drobno (to był błąd), zalałam wodą i zostawiłam na 10 minut.



Przyznam się, że nie wyrabiałam chleba metodą pana Hadjiandreou, bo nie chciało mi się za bardzo wczytywać w przepis. Po prostu klasycznie ugniatałam ciasto piąchami przez 10 minut. Po tym czasie dodałam śliwki i czekoladę.
Ciasto wyszło strasznie klejące, ale dość zwarte. Nie wiem jakim cudem poprzednim razem użyłam tylko 220 g wody! Tym razem wlałam przepisowe 250 g i jeszcze kilka kropli na zapas. A przecież miałam "słabsze" mąki niż poprzednio - mieszankę mąki chlebowej typ 750 o zawartości białka 11 g i mąkę pszenną typ 500 o nieznanej zawartości białka... Ech, nic już z tego nie rozumiem;P.



Chleb wstawiłam do małego durszlaka. Po 3,5 h wykonałam "test palca" - ciasto szybko powróciło na swoje miejsce, więc zostawiłam chleb do dalszego wyrastania. Po godzinie znów nacisnęłam ciasto i tym razem niestety bardzo wolno wracało z powrotem. Chyba przedobrzyłam i chleb przerósł. W piekarniku trochę się rozlał i nie podniósł się spektakularnie jak w przypadku innych bochenków, które piekłam dotychczas. Być może błąd tkwił w tym, że zrezygnowałam z metody pana Hadjiandreou, która polega na kilkukrotnym składaniu ciasta? Cóż, chyba kilka błędów nałożyło się na powstawanie rozpłaszczaka, ale mam nadzieję, że kiedyś jeszcze odważę się upiec ten chleb i sprawdzę czy poczyniłam jakiekolwiek postępy.

Czekoladowa kopuła


Czekoladowy chleb upiekli również:


Amber Kuchennymi drzwiami
Ania Bajkorada
Ania Nie tylko na słodko
Ania W Moje pasje.Kuchnia i ogród
Ania Pieczywo na zakwasie
Alutka nie-ład mAlutki
Arnika Arnikowa kuchnia
Bea Bea w kuchni
Bożena Smakowe kubki
Bożena Moje domowe kucharzenie
Dorota Ugotujmy To.pl
Dorota Moje małe czarowanie
Gallica Anonimica Zakalce mego życia
Gatita Kulinarne przygody Gatity
Gosia Co do jedzenia
Gucio Kuchnia Gucia
Jola Smak mojego domu
Kamila Ogrody Babilonu
Krecia By było przyjemniej
Magda Konwalie w kuchni
Małgosia Akacjowy blog. W podróży i w kuchni
Margot Kuchnia Alicji
Marghe Po prostu Marghe
Mimbla Pierogi ruskie raz
Pychaciasta 
Renata Forks’N'Canvas
Tosia Smakowity chleb
Wiosenka Eksplozja smaku
Wisła Zapach chleba
Zufik Zufikowo
Żabka Healthy craving
Żaneta Poradniczanka



Wpis wędruje na lutową listę "Na zakwasie i na drożdżach" i bierze udział w Czekoladowym Tygodniu Bei:



Życzę miłych zakalców w czekoladzie i kakao!

poniedziałek, 20 maja 2013

Brownie na zakwasie

Od pewnego czasu obserwuję bloga o nazwie Sourdough Surprises. W wolnym tłumaczeniu - zakwas zaskakuje, zadziwia nas (a może Zakwasowe Niespodzianki:P?).
Jego działalność polega na tym, że co miesiąc wybierany jest temat przewodni, np. pizza na zakwasie. Blogerzy odświeżają zakwasy, pieką różne dziwne rzeczy i dzielą się swoimi zakwaszonymi doświadczeniami.
A wszystko po to by wspólnie odkryć do czego może służyć nasz kwaśny przyjaciel, oprócz wypiekania bułek i chlebów.
Na tapecie były już babki, pizze, ciasteczka, pączki, bajgle, itd...
Jak dotąd nie miałam odwagi przyłączyć się do akcji.
Moje doświadczenia z zakwasowymi wypiekami są znikome. Raz zdarzyło mi się usmażyć bliny na zakwasie, ale placki wyszły niewyrośnięte i kwaśne jak cholera (zakwas był młody i niedokarmiony, wyjęty prosto z lodówki).
Ale pomyślałam, że brownie, jako król zakalców, nie będzie zbyt wymagającym ciastem i jeśli nawet zakwas nie podoła i nie podniesie czekoladowej masy, to i tak nikt nie zauważy:P
Nadszedł więc czas na eksperyment...



English translation

Hello my friends from around the world. I'm from Poland and this is my blog "Slack-baked cakes of my life".
I haven't baked anything with sourdough starter besides breads and rolls. I thought that it is ideal occasion for a little challenge.
Brownie seemed to be good for a start. I thought that even if I would fail, nobody would notice because brownie is not suppose to be fluffy and sky-high cake.
I baked my brownie from basic recipe suggested on Sourdough Surprises. I decreased all the ingredients by 1/3. My brownie didn't rise at all so I'm wondering if my sourdough starter is doing ok?
I was surprised by the taste. It was different from all the brownies that I had baked. At first, it tasted salty. But then it tasted good, full of rich chocolate flavor. It has perfect balance between sweetness and dark chocolate.
I don't know if this my favorite brownie, but I'm glad that I tried something new and different.



Brownie na zakwasie
przepis z The Gingered Whisk



- 100 g gorzkiej czekolady, posiekanej
- 75 g niesolonego masła, pociętego na kawałki
- 67 g cukru
- 2 g soli
- 2,5 g ekstraktu z wanilii
- 1 jajko w temperaturze pokojowej
- 13 g kakao
- 73 g dojrzałego zakwasu 100% hydracji

Postaw dużą miskę nad rondelek z gorącą wodą (woda nie może dotykać dna miski!). 
Do miski wsyp posiekaną czekoladę.
Kiedy czekolada się rozpuści, wrzuć do miski kawałki masła, wymieszaj, aż się roztopi.
Wmieszaj cukier, sól i ekstrakt z wanilii.
Dodaj jajko, wymieszaj dokładnie.
Dodaj kakao.
Dodaj zakwas i wymieszaj, aż składniki dokładnie się połączą.
Formę o wymiarach 21 cm x 11 cm wyłóż papierem do pieczenia (ostatnio używam kawałków rękawa do pieczenia, bo moje foremki są tak zniszczone, że wchodzą w reakcję z ciastami i wypieki mają metaliczny posmak:P).
Piecz w 165ºC przez ok. 30 minut, przynajmniej moje się tyle piekło (sprawdź patyczkiem konsystencję, patyczek może być trochę oblepiony ciastem). 
Studź przez 20 minut w foremce, następnie wyjmij i studź na kratce.



Brownie na zakwasie upiekli również:





Detektor zakalcuchów:
W oryginalnym przepisie podano proporcje na naprawdę dużą blachę, więc postanowiłam upiec ciasto z 1/3 porcji. W sam raz na spróbowanie. No bo co by się stało gdyby ciasto się nie udało? Kto by zjadł tego zakalca?!
Po za tym, nie oszukujmy się. Oszczędniej było kupić 1 tabliczkę czekolady niż 3:P
Użyłam zakwasu żytniego, który wcześniej odświeżyłam dwa razy.

Spójrzmy na proces powstawania zakwasowego zakalcuszka:

1. Wystarczy nam jedna duża miska i trzepaczka kuchenna, co jest bardzo oszczędnym rozwiązaniem. Nie musimy odpalać miksera ani brudzić kilku misek.
Najpierw rozpuszczamy czekoladę nad gorącą wodą (ale nie gotującą!), później dodajemy do tej masy masło:

Czekolada rozpuszczona, masło czeka na wadze.

2. Dodajemy zakwas do masy:

Oto wiekopomna chwila!

3. Trzepiemy, trzepiemy trzepaczką, aż wszystko nam się ładnie połączy. Masa wyszła dość gęsta i z trudem  zsuwała się z trzepaczki:

Mmm, czekoladowo.

4. Miałam nadzieję, że brownie trochę urośnie, ale nic takiego się nie stało:P
Ciasto wyszło bardzo niskie i szerokie:


Mój pies śmieje się z kawałka ciasta.

Jak zakończyła się przygoda z brownie na zakwasie?
Myślałam, że ciasto będzie kwaśne i razowe (przecież jedyna mąka użyta w przepisie to mąka żytnia razowa, na której sporządzony jest zakwas).
Tymczasem po pierwszym kęsie wydawało mi się... słone! Czyżbym dodała za dużo soli? A może sprawił to dodatek zakwasu? Później jednak to wrażenie zmalało i na pierwsze miejsce wyszedł posmak czekolady.
Brownie, które wcześniej piekłam, były bardziej słodkie.
Zdecydowanie jest to wytrawne brownie, mega czekoladowe, czyli takie jak nam obiecuje przepis.
Co ciekawe, usłyszałam pochlebne komentarze, a tego się nie spodziewałam.
Zastanawiam się czy brownie nie powinno być jednak trochę wyższe?
No bo co robi zakwas w tym przepisie? Czy to tylko dodatek smakowy?
Może następnym razem należałoby wzbogacić ciasto o pół łyżeczki sody oczyszczonej? Ale jaki wtedy byłby sens dodawania zakwasu?
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, więc dalej będę piekła swoje ulubione brownie, ale może jeszcze się skuszę na jakiś wypiek na zakwasie.

Póki co, wkleję sobie jeszcze banerek, bo taki ładny:



Smacznego zakwasu w zakalcu!!!

niedziela, 19 maja 2013

Król zakalców czyli brownie

Na blogu, którym motywem przewodnim są zakalce, nie mogło zabraknąć tego ciasta.
Do jego upieczenia zachęciło mnie hasło, że to właściwie jest taki jeden wielki zakalec i nie powinno się nie udać.
Ale ja jestem tak uzdolniona, że nawet z zakalca zrobiłam... zakalca!
Przynajmniej za pierwszym razem. Ale o tym później.
Dopiero Tola z Bagien, czyli moja siostra, przywróciła mi wiarę w to ciasto rodem z bagna. Upiekła dla mnie swoje ulubione brownie i odpadłam. Czekoladowy zakalcuszek przesycony aromatem cukru trzcinowego muscovado podbił moje podniebienie i wskoczył na listę 5 ciast, które chciałabym zjeść przed skokiem na bungee (aczkolwiek nie jestem pewna czy zjedzenie pięciu ciast przed skokiem jest dobrym pomysłem).

O tym cieście krąży w mym domu pewna anegdota.
Otóż kiedy wybrałam się z rodzicami do restauracji dla hipsterów, jako deser zaproponowano nam właśnie brownie.
Moi rodzice pytają się "Ale co to jest?", bo najwyraźniej zapomnieli o cukierniczym arcydziele Toli z Bagien.
Próbowałam odkurzyć te wspomnienia, mówiąc "No przecież to jest ciasto, które kiedyś Tola upiekła. Takie wilgotne, ciągnące. Czekoladowe".
Na co matka odpowiedziała "Aaa... pamiętam. To lepiej nie będziemy tego jeść".
Był to cios dla Toli z Bagien, bo podczas konsumpcji nie usłyszała żadnych negatywnych uwag na temat swego brownie. Dopiero po kilku miesiącach wyszło szydło z worka i okazało się, że jedyną osobą, której naprawdę smakowało, byłam ja.

W dzisiejszej noteczce podam więc przepis na ulubione brownie Toli z Bagien.
Następnie przedstawię inny przepis, od którego zaczęłam przygodę z Królem Zakalców i pokażę jak do niego powróciłam żeby się przekonać, że jednak wolę brownie Toli z Bagien.


Ulubione brownie Toli z Bagien
zmodyfikowany przepis z Kwestii Smaku

Graficzna reprezentacja brownie w moim kajeciku.

- 120 masła miękkiego, niesolonego
- 1/2 szklanki białego cukru + 1/2 szklanki ciemnego cukru (najlepiej cukier trzcinowy dark muscovado, ale może być też cukier trzcinowy demerara, albo od bidy jakiś brązowy)
- 2 jajka + 1 żółtko
- 3/4 szklanki mąki pszennej (=128 g)
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 200 g gorzkiej czekolady (min. 70%)


Utrzeć masło z cukrem, następnie stopniowo wbijać jajka i żółtko, cały czas ubijając. Roztopić czekoladę (w dużym garnku zagotować wodę, czekoladę włożyć do miski, którą należy położyć na garnku z gotującą się wodą w taki sposób, by woda nie dotykała do dna miski. Delikatnie mieszać czekoladę, która rozpuści się po kilku minutach). Roztopioną czekoladę (ciepłą, ale nie gorącą!) dodać do masy. Dodać przesianą mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i solą. Wymieszać na jednolitą masę. Wsadzić do tortownicy 22 cm wyłożonej papierem do pieczenia.
Piec w środkowej części piekarnika w 180st C przez około 25 minut. Patyczek zanurzony w cieście powinien być delikatnie wilgotny. Konsystencja powinna być pośrednią pomiędzy ciastem bardzo wilgotnym a sypkim. Studzić w formie.
Detektor zakalcuchów:
Niestety nie mam żadnych ładnych foci tego brownie, bo wolałam je konsumować, niż robić foteczki:P



Mniej ulubione brownie
przepis z White Plate

Ups, trochę za długo siedziało w piekarniku.

- 140 g czekolady 70%
- 250 g drobnego cukru
- 4 jajka, lekko roztrzepane w miseczce
- 140 g mąki pszennej przesianej przez sitko
- 250 g masła o temperaturze pokojowej
- 200 g orzechów włoskich, grubo posiekanych


Czekoladę połamać na kawałki i roztopić w kapieli wodnej, czyli:
w dużym garnku zagotować wodę, czekoladę włożyć do miski, którą należy położyć na garnku z gotującą się wodą w taki sposób, by woda nie dotykała do dna miski. Delikatnie mieszać czekoladę, która rozpuści się po kilku minutach.

Masło zmiksować, następnie powoli wlewać czekoladę (ciepłą, ale nie gorącą). Teraz dodajemy powoli jajka, następnie cukier, mąkę. Miksujemy tylko tyle, żeby wszystko się dobrze połączyło (2-3 minuty). Dodajemy orzechy.

Piekarnik nagrzewamy do 190 st C.

Prostokątną formę o wymiarach: 25x35 cm (może być też kwadratowa, bądź inna, jaką mamy), wykładamy papierem do pieczenia.
Masę (która jest bardzo gęsta) przekładamy do formy. Pieczemy 20 minut. Patyczek wbity w ciasto będzie wilgotny, ale tak właśnie ma być. Ciasto będzie upieczone z wierzchu i boków, ale pozostanie wilgotne w środku.
Formę wyjąć z piekarnika i odstawić na 30 minut do ostygnięcia.
Po tym czasie kroimy na kwadraty.

Brownie zaprzyjaźniło się z roślinami.

Detektor zakalcuchów:
Dlaczego to brownie jest mniej ulubione?
Może dlatego, że ma mniej czekolady w przepisie?
A może dlatego, że jeszcze nigdy mi nie wyszło:P?

Cofnijmy się kilka lat wstecz (no dobrze, może półtora roku temu).
Postanowiłam upiec brownie, bo tak ładnie wyglądało na zdjęciach w netku, takie ładne komentarze czytałam na jego temat, no i w ogóle i w szczególe.
Tylko, że niewiele wiedziałam na temat brownie. Jaka ma być jego konsystencja, jakiej ma być wysokości, itd.
Myślałam, że jak wsadzę je do ociupinkę mniejszej foremki, to będzie po prostu wyższe i smaczniejsze.
Zamiast do formy o wymiarach 25 cm x 35 cm wsadziłam czekoladowego zakalca do formy... 21 cm x 11 cm!!! Nie trzeba być matematycznym mistrzem żeby się skapnąć, że to była lekka przesada...
Powstał z tego jakiś czekoladopodobny mazisty produkt, którego nie chciały nawet jeść krasnale ogrodowe sąsiada.
W moim kajeciku widnieją dramatyczne komentarze, kreślone niechlujnym, urywającym się pismem, gdyż zdawałam relację na gorąco z piekarnika:
"Odstawiamy na 30 min. do wystygnięcia."
"Albo kilka godzin do wystygnięcia!"
"Najlepiej kurna żeby przez cały dzień leżało w lodówce!!!"
Niestety, nawet kilkudniowy pobyt w lodówce nie spowodował, że ten bagnisty stwór zamienił się w coś zjadliwego.
Została po nim jedna pamiątkowa fotka:


Jak widać, pośrodku znajdowała się nigdy-niezastygająca błotna breja, za to na bokach wysuszona miazga.

Za drugim razem powinno było pójść lepiej.
Już wiedziałam, że muszę wybrać większą foremkę, albo dobrać składniki odpowiednio do mniejszej foremki.
Nie udało mi się jednak uchwycić odpowiedniego momentu, w którym brownie jest jeszcze lekko niedopieczone, ale na pewno nie przelewa się przez palce. W efekcie zasuszyłam brownie i smakowało bardziej jak zwykłe ciasto czekoladowe. Moja rodzina była bardzo z tego zadowolona, bo oni nie lubią wilgotnych brownies.
Ale ja wołałam "NIEEEEE!!! NIEEEEEEE!!!!! WYNOŚ SIĘ Z MOJEJ HACJENDY TY BROWNIE NIEDOBRE TY".
No dobrze, nie było aż tak dramatycznie, w końcu to nie wenezuelska telenowela.
Cyknęłam foteczkę i zjadłam, no bo co miałam robić.
Może następnym razem będzie idealne?

Coś bulgocze pod powierzchnią brownie.



Życzę zakalców w zakalcach!!!

środa, 3 października 2012

Chleb z czekoladą i rodzynkami (na zakwasie, rzecz jasna)

Chleby zawierające wyraziste dodatki nie cieszą się uznaniem w moim domostwie.
Szczytem ekstrawagancji okazał się chleb z cebulą, mlekiem i liściem laurowym z przepisu Dan'a Lepard'a. Niektórzy nie byli jednak w stanie go przełknąć i po tym incydencie postanowiłam, że skupię się na "prostych", "bazowych" recepturach na chleby neutralne w smaku.
Dlatego ze zdziwieniem słuchałam pierwszych recenzji po degustacji jakże niecodziennego chleba czekoladowo-rodzynkowego.
"Królewskiiii!!!!!"
"Ale z czym go jeść?"
"Ja zjadłem z szynką. Pasztet też się nada".
Czyli nie było tak źle!
Tylko ten odwieczny problem... z czym można jeść takiego dziwoląga?
Dzięki rodzynkom chleb jest bardzo słodki.
Kawałki czekolady sprawiają, że mamy wrażenie jakbyśmy jedli kanapkę z nutellą.
Taki chleb nie potrzebuje już żadnych innych dodatków, nawet cienko posmarowane masło przeszkadzało mi w delektowaniu się jego smakiem.
Ale dam szansę szynce i pasztetowi.
Albo białemu serowi.
Z czymś w końcu trzeba zjeść tego dziwoląga (po dwóch pajdach miałam dość słodyczy na dobrych kilka godzin!).

Na chleb czekoladowo-rodzynkowy natknęłam się na blogu Garlic Buddha.
Zdjęcia okrągłego bochna o kakaowym odcieniu, upstrzonego w bliżej nieokreślone kawałki owoców podziałały na moją wyobraźnię.
Nie wiedziałam co to znaczy "currants". Po nieudolnym tłumaczeniu uznałam, że chodzi o porzeczki.
"Porzeczki, mmm, takiego chleba jeszcze nie jadłam".
Zastanawiając się gdzie znajdę porzeczki we wrześniu, skomentowałam post na Garlicu Buddzie i kilka dni później odezwał się do mnie autor tego bloga, Ray.
Ray wysłał mi przepis na "Chocolate Currant Sourdough", gdyż zauważył, że mieszkam w Polsce i uznał, że w tym kraju będzie mi trudno zdobyć książkę Emmanuela Hadjiandreou pt. "How to make bread".
Okazało się, że tytułowe "currant" to tak naprawdę "Zante currants" czyli koryntki!
Rodzynki, a nie tam żadne porzeczki!
Koryntek jednak nie mogłam znaleźć w sklepie, więc zastąpiłam je sułtankami.
Różnica polega na tym, że koryntki są mniejsze i ciemniejsze od sułtanek, ale kto by się przejmował takimi drobiazgami!

Ten niezwykly chleb znalazłam również na blogu Farine, razem z cennymi uwagami.


Chleb z czekoladą i koryntkami
przepis z książki "How to make bread" Emmanuela Hadjiandreou



- 200 g rodzynek koryntek (użyłam sułtanek)
- 80 g mlecznej/półsłodkiej czekolady posiekanej na małe kawałki (użyłam mlecznej)
- 330 g pszennej mąki chlebowej/wysokoglutenowej (użyłam mąkę pszenną typ 750 o zawartości białka 12,5 g)
- 8 g (1 i 1/2 łyżeczki) soli
- 20 g (2 i 1/2 łyżki) kakao
- 170 g zakwasu pszennego 100% hydracji
- 250 g ciepłej wody (uwaga! dodałam tylko 220 g!)


1. Wymieszaj w miseczce kawałki czekolady i rodzynki (moje rodzynki były bardzo suche, więc dzień wcześniej zalałam je wodą i później odsączyłam)
2. W innej misce wymieszaj suche składniki: mąkę, sól i kakao.
3. W dużej misce wymieszaj mokre składniki: zakwas i wodę.
4. Dodaj do mokrych składników czekoladę, rodzynki i suche składniki. Wymieszaj do połączenia składników.
5. Przykryj miskę ściereczką i odstaw na 10 minut.
6. Po 10 minutach wyrób ciasto w misce, tzn. jedną rękę rozciągnij kawałek ciasta i nałóż go na siebie, drugą ręką przekręć miskę o 90° i wykonaj tę samą czynność. Tych rozciągnięć wykonaj co najmniej 8 (coś w tym stylu, albo w tym, albo w takim).
7. Znowu przykryj miskę ściereczką i odstaw na 10 minut.
8. Wykonaj dwa razy czynności z punktów 6 i 7, następnie tylko krok 6 i odstaw ciasto na 1h, do podwojenia objętości (moje ciasto zostawiłam na ok. 2h, w temp. ok. 20°C, po 1h złożyłam ciasto).
9. Kiedy ciasto podwoi swoją objętość, walnij w nie pięścią, żeby uwolnić powietrze (nie zrobiłam tego:P).
10. Oprósz blat mąką i rozłóż na nim ciasto.
11. Podziel ciasto na 2 równe części i uformuj z nich kule (uformowałam 1 duży bochenek).
12. Koszyk do chleba obsyp mąką i umieść w nim 2 kule, tak żeby się stykały.
13. Chlebki muszą prawie podwoić swoją objętość - zajmie im to od 3 do 6 godzin (mojemu bochenkowi zajęło ok. 8h).
14. Na ok. 20 minut przed pieczeniem, rozgrzej piekarnik do 240°C, wstaw do niego blachę żeby dobrze się rozgrzała, a na dno połóż naczynie żaroodporne z gorącą wodą, żeby wytworzyć parę.
15. Wyłóż chleb z koszyka na gorącą blachę, zrób nacięcia żyletką albo ostrym nożem.
16. Zmniejsz temperaturę do 220°C.
17. Piecz przez ok. 30 minut (po 10 minutach ostrożnie wyjmij blachę z parującą wodą, bo nie można utrzymywać pary przez cały czas pieczenia, jedynie na początku), albo aż bochenek będzie brązowy.
18. Sprawdź czy chleby się upiekły - postukaj w nie od spodu i jeśli nie wydają głuchego odgłosu, to włóż z powrotem do piekarnika i dopiekaj przez kilka minut (mój duży bochenek był gotowy po 45 minutach pieczenia). Studź na kratce.


Detektor zakalcuchów:
W przepisie podano, że chleb należy umieścić w koszyku o pojemności 900g. Mój koszyk chyba miał większą pojemność, więc gdy wyrzuciłam chleb na blachę, to się trochę rozpłaszczył.
Po za tym trochę długo wyrastał.
8 godzin.
Może po prostu przerósł w koszyku i dlatego się rozpłaszczył?
Nie wiem.
Sprawdzę następnym razem.

Nieudolne nacięcia

Spód chleba

Życzę smacznych zakalcowatych chlebów czekoladowych!!!