Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mąka pszenna typ 1850. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą mąka pszenna typ 1850. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 20 października 2015

Spóźniony chleb graham

Jestem zdruzgotana!
Zapomniałam o Światowym Dniu Chleba i nie napisałam w związku z tym żadnej notki!
Bo chleb to pewnie jakiś upiekłam, ale nie dlatego, że wiedziałam o tym wydarzeniu.

Mój harmonogram chlebowy wygląda tak: w tygodniu chleb razowy, w weekend chleb nie razowy.
No bo w tygodniu można sobie pozwolić na ekstrawagancję, jaką jest chleb o ciemnej barwie miękiszu.
Tak, tak, nie oszukujmy się, że w każdym polskim domu chleb razowy to norma.
Wmawiam sobie, że robię to dla dobra rodziny, bo przecież taki chleb jest zdrowszy itd., a w sklepie takiego nie dostaną, albo nie chcą kupić bo za drogi, no to wychodzę na przeciw ich oczekiwaniom.
A oni na pewno sobie myślą: "Kiedy ona przestanie piec to dziadostwo napchane słonecznikiem?".

Ale w weekend musi być chleb o jasnym miękiszu, bo wydaje mi się, że jak człowiek budzi się rano w poniedziałek, to jego ostatnim marzeniem jest taki razowy chleb.
Człowiek myśli sobie wtedy: "O fuuj, jest zimno, mokro, nieładnie i w dodatku mam jeszcze jeść takie coś?! Gdzie jest moja gruba pajda puszystego chleba o jasnej, anielskiej barwie, o dziurach, przez które wypływają rzeki masła, o skórce chrupiącej, która wygrywa najwspanialszą śniadaniową melodię gdy wgryzają się weń moje plomby? O! Gdzież jesteś mój puchaty bochnie o sprężystym miękiszu? Twój ciemny odpowiednik miałby niby być moim comfort foodem? Nie zgadzam się!!! Co to ja jestem jakimś Norwegiem co zjada na śniadanie ciemne, okrągłe podpłomyki? Jeszcze czego! Spójrz jakie chleby królują na półkach piekarni, klyjent nigdy się nie myli, on ma zawsze rację.
Właściwie to rozmyśliłem się i to czego najbardziej pragnę to chleb tostowy z Żabki, taki lekki i słodki! Ach, chrup, chrup, jakiż ten tościk jest przepyszny! Lepiej dam sobie spokój z chlebami na zakwasie".
Nie no, dobra, trochę mnie poniosło. Może wcale tak nikt nie myśli i trzeba wprowadzić tradycję pieczenia chlebów razowych dwa razy w tygodniu? No dobrze, pomyślę nad tym.

Można więc powiedzieć, że swój prywatny Dzień Chleba odwalam dość często i wcale nie musiałam dołączać do głównych obchodów tego święta.
Ale jednak  trochę żal, to jest przecież swoista blogowa tradycja.
Dlatego upiekłam chleb pocieszajkę - graham od Hamelmana.
Niech on będzie wyrazem mojej miłości do chleba.


Graham na zakwasie
Przepis znaleziony na Kruchym Spodzie





Zaczyn (należy go przygotować na około 12-14 godzin przed przygotowywaniem ciasta właściwego)


- 70 g mąki pszennej typ 1850
- 70 g wody
- 30 g płynnego zakwasu pszennego ( hydracji około 125%)

Do wody dodajemy zakwas, mieszamy na gładką masę, dodajemy mąkę, tak by powstało rzadkie ciasto. Przykrywamy i odstawiamy.

Ciasto właściwe:
- 160 g mąki pszennej typ 1850
- 230 g mąki pszennej chlebowej
- 230 g wody
- 8 g soli
- 135-140 g zaczynu
Wszystkie składniki łączymy ze sobą w dużej misce, mieszamy przez 3 minuty tak, by dobrze się połączyły. Ciasto powinno być średnio luźne. Dalej wyrabiamy przez 3 minuty, tak by gluten był średnio rozwinięty. Temperatura ciasta powinna wynosić około 24 st.C
Formujemy kulę i odstawiamy pod przykryciem do fermentacji na około 2 i 1/2 godziny, co około 50 minut odgazowując ciasto (poprzez rozpłaszczenie, złożenie na trzy i ponownie w poprzek na trzy).
Po tym czasie formujemy bochenek, wkładamy do przygotowanego koszyka i odstawiamy do wyrastania, które trwa około 2-2 i 1/2 godziny w temp. 23 -24 st.C. Wyrzucamy na łopatę. Nacinamy. Pieczemy w temp. 230 st. C przez 40-45 minut.

Ciasto wyszło dość luźne i choć opadło podczas wyrzucana na łopatę w piekarniku dobrze wyrosło.

wtorek, 4 lutego 2014

Rugbrød - duński razowiec na zakwasie

Od dawna miałam chrapkę na rugbrød, ale nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego dopiero teraz zrealizowałam to marzenie.
Może odstraszał mnie długi czas pieczenia, a może po prostu przepis zawieruszył się w przepastnej zakładce "Chleby do upieczenia"?
Nie będę opisywała czym jest rugbrød dla Duńczyków, bo moja wiedza opiera się tylko na źródłach internetowych. Nie mogę więc zgrywać alfy i omegi od rugbrødów.
Polecę Waszej uwadze dwie strony: pierwsza to zabawny tumblr o nazwie "Rugbrød is always the answer". Rugbrød jest odpowiedzią na wszystko. Czym jest powietrze? Powietrze jest rugbrødem. Czy rugbrød pomoże mi zdać egzamin? No przecież.
Niedługo zapewne ktoś zada pytanie "Czy rugbrød jest Bogiem?" i padnie potwierdzająca odpowiedź.
Druga strona poświęcona jest sławnym duńskim kanapkom smørrebrød, których nieodłącznym składnikiem jest nie kto inny, a nasz ukochany rugbrød. Warto poczytać, pooglądać i może nawet skonstruować takie danie w domowym zaciszu:P.
Chciałam przekonać się na własnym podniebieniu co jest tak niezwykłego w tym chlebie, że Duńczycy dostali hopla na jego punkcie.
Wybrałam przepis Camilli Plum, popularnej w Danii autorki kulinarnej, znaleziony u Oli (mała ciekawostka: tutaj można zobaczyć jaką Camilla ma gilotynę do rugbrøda, bo Chad Robertson raczył cyknąć foteczkę podczas wyprawy do Danii).
W oryginale nazywa się Mogens rugbrød, czyli chyba był dedykowany jakiemuś Mogensowi. A może Mogens podarował jego recepturę Camilli?
Byłam zmuszona trochę go zmodyfikować, więc w moim wykonaniu nie jest to już rugbrød Mogensa, a raczej rugbrød Gallicy Anonimicy.
Jeśli ktoś lubi wieloziarniste, razowe chleby, to będzie zachwycony.
Następnym razem upiekę rugbrød z dodatkiem ciemnego piwa, bo podejrzewam, że znacznie wzbogaci smak i kolor miękiszu.


Rugbrød
Zmodyfikowany przepis Camilli Plum, znaleziony u Oli



Namoczka:
- 150 g całych ziaren żyta
- 150 g wody

Ziarna zalałam zimną wodą i posypałam szczyptą soli. Odstawiłam na 12 h pod przykryciem. Uznałam, że nie są dostatecznie miękkie, więc dolałam trochę wody i gotowałam na średnim ogniu przez 5-10 minut. Wodę z gotowania odlałam. Napęczniałe ziarna ważyły ok. 300 g.

Ciasto właściwie:
- 180 g aktywnego zakwasu żytniego 100% hydracji
- 140 g mąki żytniej razowej
- 168 g mąki pszennej razowej
- 90 g ziaren (ziarna słonecznika i siemienia lnianego, pół na pół)
- 155 g maślanki
- ok. 140 g wody
- 1 łyżeczka soli morskiej
- 1 łyżka słodu jęczmiennego (użyłam melasy trzcinowej:P)
- cała namoczka
+ 3 g świeżych drożdży (opcjonalnie)

Wymieszałam wszystkie składniki. Odczekałam pół godziny, by mąka dobrze wchłonęła wodę. Po tym czasie przełożyłam ciasto do foremki wysmarowanej masłem i wysypanej otrębami żytnimi (wymiary dolne 27 cm x 8 cm). Wyrównałam wierzch i posypałam mąką żytnią razową. Foremkę przykryłam folią spożywczą. Foremkę z ciastem postawiłam w ciepłym miejscu. Wyrastał tam ok. 5 h.
Po tym czasie nakłułam chleb ok. 10 razy od góry do dołu drewnianym patykiem do szaszłyków.
Podobno ma to zapobiec powstawaniu grubej twardej skórki i dużej dziury pod tą skórką, gdy para wydostaje się z chleba podczas pieczenia.
Chleb piekłam w 180°C przez ok. 1,5 h.
Zostawiłam do ostudzenia na kratce.



Detektor zakalcuchów:
Główna modyfikacja przepisu Camilli Plum polega na zastosowaniu namoczki.
Gdybym miała łamane ziarna żyta, a nie całe, to może mogłabym zrezygnować z uprzedniego namaczania. Przepis jest tak skonstruowany, że podczas gdy chleb wyrasta wolno w zimnie, łamane ziarna żyta wchłaniają wodę dodaną do ciasta.
Moje doświadczenia z całym ziarnem żyta były takie, że nawet po ich wstępnym namoczeniu, zdarzały się później w chlebie twarde egzemplarze.
Nie wiedziałam jednak ile mam tych ziaren użyć? Nie mogę przecież użyć 250 g ziaren i zalać ich wodą, bo po napęcznieniu ważyłyby 500 g... W końcu wymyśliłam, że do 150 g ziaren dodam 150 g wody i nazajutrz mym oczom ukaże się ok. 300 g napęczniałych ziaren żyta.
Za inspirację posłużył mi upieczony tydzień wcześniej Vollkornbrot z przepisu Jeffrey'a Hamelman'a. Receptura jest trochę podobna, więc dodało mi to śmiałości.
Eksperyment nie zakończył się katastrofą, chleb był jak najbardziej zjadliwy, miąższ nie był rozwodniony.

Chleb zajmował ok. 3/4 formy. Wyrósł nieznacznie, trochę miejsca jeszcze mu zostało, więc następnym razem zwiększę ilość składników. Do ciasta dodałam 3 g świeżych drożdży, tak na wszelki wypadek:P. Tamtego dnia, w moim domu zepsuł się piec i temperatura wynosiła 16°C. Foremkę z chlebem umieściłam obok grzejnika, bo bałam się, że w takich warunkach będzie wolno rósł. W oryginalnym przepisie chleb zostawia się w zimnym miejscu i pozwala mu się wolno rosnąć, przez ok. 12 h. Dodatek drożdży i gorący grzejnik sprawiły, że mój chleb wyrastał przez ok. 5 h.


Następny etap, czyli nakłuwanie chleba przed pieczeniem, nieomal przyprawił mnie o palpitację serca. W oryginalnym przepisie zaleca się zrobienie ok. 20 nakłuć. Ja wykonałam ich może z 8 albo 10, bo już po kilku nakłuciach zauważyłam, że chleb zaczyna opadać!!! O zgrozo zakalcozo!!! Być może nie byłam delikatna? A może to naturalne zjawisko, tylko nikomu nie przyszło do głowy, żeby je opisać?
Przerażona wizją zakalca, szybko wstawiłam chleb do piekarnika...

Temperatura pieczenia to kolejna modyfikacja. Ola w swoim tłumaczeniu przepisu napisała, że pieczemy w 160°C. Wydawało mi się, że dla mojego piekarnika jest to za mała temperatura, nawet jak na 1,5 godziny pieczenia. Po wygooglowaniu oryginalnego przepisu, okazało się, że na duńskich blogach pojawia się temperatura 200°C z czasem pieczenia 75 minut. Możliwe, że Ola zmodyfikowała czas pieczenia. Nie miałam jednak czasu żeby jej zadać to pytanie. Zdecydowałam się na kompromis, który wynosił 180°C i czas pieczenia 90 minut. Chleb dopiekł się, więc nie była to zła decyzja.

Na sam koniec moich wypocin, wspomnę, że ciepły (ale nie gorący!) bochen wstawiłam do torebki foliowej i zostawiłam na chwilę. A niby po co? Żeby rozmiękczyć twardą skórkę. Pomysł podpatrzyłam na blogu My Danish Kitchen. Chleb trzymałam w foliówce tylko przez godzinę, bo musiałam iść spać. Gdybym zostawiła go do wystygnięcia w tym worku, to chyba by się zaparzył... Ale skórka rzeczywiście trochę zmiękła:).



Wpis dołączam do lutowej listy "Na zakwasie i na drożdżach".


Życzę zakalcowatych ziaren żyta!!!

środa, 6 listopada 2013

Razowiec z Leśnego Zakątka

To ten chleb planowałam upiec na Światowy Dzień Chleba.
Jednak  minęło trochę czasu zanim w me łapska wpadła mąka graham.
A kiedy już go upiekłam, nie zrobiłam zdjęcia.
Nic to, mam przecież jakieś archiwalne, wrzuci się byle jakie, nikt nie zauważy.

Ostatnio piekę tylko tego razowca.
Razowca zresztą opłaca się piec, panie.
Dlaczego? A bo za winklem dostanę dość dobry chleb pszenny jasny, chyba na zakwasie, w każdym razie lepszy od moich piekarniczych wypocin, ale chleba składającego się tylko z mąki razowej już nie dostanę.
A dlaczego tylko ten?
Kluczem do sukcesu jest tutaj połączenie mąki żytniej razowej i mąki pszennej graham. Jeśli pieczemy chleb razowy 100% żytni, to lepi nam się do buzi, do noża, praktycznie do wszystkiego. Przeciętny konsument chleba nie jest przyzwyczajony do takiego rodzaju pieczywa, woli jasne, puszyste, lekkie fiu bździu. Za to kiedy posmakujemy chleb razowy 100% pszenny, to chrzęści nam to to między zębami i koniec końców również omijamy takiego razowca szerokim łukiem.
Dlatego genialnym rozwiązaniem jest połączenie mąki żytniej razowej i mąki pszennej graham. Mąka pszenna graham chłonie dużo wody, więc uspokaja wilgotne zapędy mąki żytniej. Takim oto sposobem otrzymujemy idealnego (moim skromnym zdaniem) razowca.

Chleb razowy od Dany z Leśnego Zakątka w składzie niczym się nie różni od chleba razowego, którego upiekłam na poprzedni World Bread Day.
Inne jest tylko wykonanie, bo w tamtym trzeba nastawić zaczyn z mąką graham, a tutaj dzień wcześniej po prostu odświeżamy zakwas.

Co najśmieszniejsze, w moim kajeciku z przepisami, najpierw napisałam pod przepisem "okropny", potem skreśliłam i dopisałam "a jednak może być". Oj, chyba coś mi się nie udało za pierwszym razem. Dobrze, że nie wykreśliłam go całkowicie ze swego życia chlebowego.


Chleb pszenno-żytni razowy na zakwasie
zmodyfikowany przepis Dany z Leśnego Zakątka




- 200 g zakwasu aktywnego, dokarmionego dzień wcześniej
- 200 g mąki pszennej razowej typ 1850
- 200 g mąki żytniej razowej typ 2000
- 300g wody letniej
- ok. 11 g soli

Wykonanie:

Mieszamy wszystkie składniki, dodajemy ewentualnie wodę i zostawiamy na 3,5 godz.

Po tym czasie smarujemy blaszkę (u mnie foremka o wymiarach dolnych 27,5 cm x 8,5 cm) masłem, posypujemy otrębami i przekładamy łyżką ciasto. Wyrównujemy, posypujemy ziarnami słonecznika, spryskujemy wodą, wkładamy do reklamówki, zawiązujemy górę reklamówki i czekamy aż urośnie co najmniej o 70 %.

Pieczemy w 200°C przez ok. 60 min. Wyłączamy piekarnik, wyjmujemy chleb z foremki i jeśli ma miękki spód to wstawiamy go jeszcze na ok. 10 min., do góry nogami, no chyba, że już nam się pięknie dopiekł, to już go nie katujemy w piekarniku.

Wyjmujemy chleb, okrywamy go lnianą ściereczką i najlepiej jemy na drugi dzień (nie okrywam go ściereczką:P).



Detektor zakalcuchów:
Nie wiem co mogę napisać w dektorze, bo w tym chlebie jeszcze żadnego zakalca nie doświadczyłam.
Trochę zmodyfikowałam przepis, w sam raz dla leniwych.
W oryginalne jedną część ciasta miesza się z zakwasem, a drugą zostawia samopas w innej misce. Kiedyś tak robiłam, ale pewnego razu zapomniałam o tej procedurze i nie odczułam żeby jakoś wpłynęło to na smak końcowy. Łatwiej jest wymieszać wszystkie składniki i zostawić do fermentacji w jednej misce dlatego tak teraz czynię. Ale jeśli ktoś lubi kombinować, może sięgnąć do oryginału.
W przepisie Dany jest również inny sposób pieczenia. Chleb wkłada się do zimnego piekarnika, piecze z termoobiegiem, aż się nam piec rozgrzeje i wtedy zmniejsza się temperaturę. Tę część też zmieniłam, bo wkładam chleb do rogrzanego piekarnika i ładnie się dopieka, ale może komuś innemu przydarzy się zakalcuch. Wtedy biorę winę na siebie:P



Tak na koniec wspomnę, że wpis ten dołączam do listopadowej listy Na zakwasie i na drożdżach prowadzonej na blogu Zapach Chleba. Koniecznie rzućcie okiem na tę listę, bo jest z czego wybierać, a i foteczki przyprawiają o zawrót głowy.




Życzę miłego zakalczyka w pestkach od słonecznika!!!

niedziela, 18 sierpnia 2013

Grahamki na zakwasie

Ostatnio namiętnie produkuję bułki na zakwasie.
Są dobre, no co. Takie inne od drożdżowych kuzynów (wydaje mi się, że to samo zdanie już gdzieś zapodałam).
Poza tym mój zakwas nie chce ze mną współpracować należycie.
Przy bułach jeszcze daje radę, ale przy chlebie odmówił ostatnio posłuszeństwa. Może napiszę o tym noteczkę, ale muszę się do niej merytorycznie przygotować.

Zamarzyły mi się grahamki na zakwasie.
Wujek Gógiel nie wypluł jednak żadnego konkretnego przepisu.
Może był jakiś w języku angielskim, ale nie chciało mi się tłumaczyć.
Zmodyfikowałam zatem przepis na chleb 100% graham na zakwasie.
Okazało się jednak, że grahamki nie smakowały jak... grahamki!
Zrozpaczona zaczęłam knuć zemstę, która miała polegać na dodaniu większej ilości mąki pszennej typ 1850.
W międzyczasie na blogu Zapach Chleba pojawił się przepis na grahamki na zakwasie.
No wreszcie!
Jednak gdy spojrzałam na recepturę, uznałam, że jest podobna do tej, którą zastosowałam w swoich niegrahamowych grahamkach.
Postanowiłam więc jeszcze raz zmodyfikować znany mi przepis, dodałam więcej grahamowej mąki i... znowu to samo!!!
Doszłam do wniosku, że to co uznaję za smak bułek grahamek, to swoiste połączenie mąki graham i drożdży prasowanych.
Albo coś mi na język najechało i mój zmysł smaku zaczyna mi szwankować.
Ciekawe czy inni też mają takie same odczucia odnośnie grahamek na zakwasie?
Pomimo, że poległam na zakwasowym polu grahamkowym, umieszczam przepis, bo bułki same w sobie nie są złe;).


Grahamki na zakwasie
zmodyfikowany przepis Trufli


6 małych bułek:

Zaczyn:
13 g zakwasu żytniego
32 g mąki pszennej białej
32 g wody

Wymieszałam wszystkie składniki i zostawiłam pod przykryciem na noc.

Ciasto właściwe:
200 g mąki pszennej typ 1850
50 g mąki pszennej jasnej
ok. 145 g wody
1 łyżeczka miękkiego masła
1 łyżka miodu
6 g soli
1/2 łyżeczki drożdży instant
zaczyn

Dodałam do zaczynu resztę składników.
Wyrabiałam ok. 10 minut. Ciasto było zwarte, ale dość miękkie.
Przełożyłam ciasto do miski, przykryłam szczelnie folią i odstawiłam w ciepłe miejsce na ok. 2 h (powinno podwoić objętość).
Po tym czasie podzieliłam ciasto na 6 równych części i uformowałam bułeczki.
Ułożyłam je na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pozostawiłam je na ok. 1 h do wyrośnięcia.
Wyrośnięte bułeczki posmarowałam olejem.
Piekłam w 220°C przez 10 minut. Następnie zmniejszyłam temperaturę do 190°C i piekłam jeszcze ok. 15 minut (aż bułeczki się zarumieniły).



Detektor zakalcuchów:
Podczas pierwszej próby grahamkowo-zakwasowej przepis składał się z mąki graham i mąki pszennej jasnej wymieszanych pół na pół. Dodatkowo nie chciało mi się nastawiać zaczynu z mąką pszenną, więc wykorzystałam zakwas żytni. Wyszło pomieszanie z poplątaniem. Bułki nie były złe, ale jak już wspomniałam, spodziewałam się więcej grahamek w grahamkach. Oto jak się prezentowały:





Druga próba grahamkowo-zakwasowa przebiegła w miarę pomyślnie. Może nie było to jeszcze 100% grahamki w grahamce, ale kto by się czepiał takich szczegółów, nie? Położyłam na kanapeczce ser żółty i pomidorka i był luzik.

Ciasto spoiste/zwarte
Z lotu ptaka
"Propozycja podania"


Życzę miłych zakalcowatych mąk grahamowych!!!

czwartek, 28 lutego 2013

100% graham na zakwasie

Polacy chyba nie lubią chlebów graham.
Z moich obserwacji wynika, że mąka pszenna typ 1850 zalega na półkach.
Mąka pszenna typ 750, mąka żytnia typ 720 i mąka żytnia typ 2000 cieszą się niesłabnącym uznaniem, a ta nieszczęsna grahamka jakoś się nie sprzedaje.
Ale czy można się im dziwić?
Chleb graham ze sklepu zwykle rozpada się na drobne okruszki zanim zdążymy go dotknąć ostrzem noża.
Grahamki przypominają raczej zwykłe pszenne bułki doprawione nutą otrębów (czasami zdarzają się dobre, ale ja i tak wolę sobie upiec grahamki z miodem, z przepisu Doroty).
Dlatego wyruszyłam na poszukiwania idealnego chleba graham na zakwasie.
Już myślałam, że znalazłam wymarzony przepis - chleb składał się prawie wyłącznie z mąki graham, nie kruszył się, był mięciutki i bardzo smaczny. Niestety kolejne próby nie były już tak udane.
Poszukiwania trwają więc dalej, a ja muszę zamieścić dokumentację tego co stało się do tej pory:


100% graham na zakwasie
przepis od Trufli

Ładne mam schody?

- 150g zakwasu pszennego, dokarmionego ok.10-12godz. wcześniej (zrobiłam zaczyn z zakwasu żytniego czyli do 30g zakwasu żytniego dodałam 60g mąki pszennej i 60g wody)
- 270 g wody (chlusnęłam więcej)
- 1 łyżeczka drożdży instant (lub 2 łyżeczki świeżych drożdży, z których wcześniej należy przygotować rozczyn: wymieszać je z niewielką ilością ciepłej wody i mąki, zostawić w cieple, aż "ruszą")
- 10g soli (morskiej lub kamiennej gruboziarnistej)
- 1 czubata łyżeczka miękkiego masła
- 500g mąki graham (typ 1850)
- 20g grubych otrąb pszennych (nieoczyszczonych) (nie miałam więc dodałam mąkę pszenną w zamian)

Wodę wymieszać z zakwasem i drożdżami, dodać masło i sól.
Dodać mąkę i otręby, wymieszać. Wyłożyć ciasto na blat i krótko zagnieść. Ciasto nie będzie lepkie i dość szybko stanie się spoiste.
Przełożyć je do lekko naoliwionej miski, przykryć szczelnie folią i odstawić w ciepłe miejsce na ok. 2 godziny (powinno podwoić objętość).
Po tym czasie ciasto wyłożyć na blat, delikatnie rozciągnąć dłońmi w prostokąt, zwinąć w rulon i ułożyć w natłuszczonej blaszce, wysypanej otrębami. Odstawić do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. Ciasto ma wypełnić blaszkę ok. 2 cm ponad jej poziom (zależy jaką mamy foremkę - w mojej keksówce o wymiarach 32 cm x 8 cm raczej nie wyrasta ponad poziom).
Piec rozgrzać do 220°C.
Chleb posmarować olejem. Piec w temp. opadającej: 15 min. w 220°C i ok. 25-30 min. w 190°C.
Studzić na kratce.

Chleb graham lata w powietrzu

Detektor zakalcuchów:
Gdy upiekłam go pierwszy raz był naprawdę wyśmienity. Chleby graham, które piekłam do tej pory, były jakieś takie suche i niezbyt się polubiły z moim podniebieniem. A ten jakiś taki miękki był, inny niż wszystkie:P
Zakwasu pszennego nie hoduję od dawna (uznałam, że się nie opłaca:P), więc zrobiłam zaczyn - do 1 łyżki zakwasu żytniego dodałam mąki pszennej i wody.
Wydawało mi się, że ciasto było trochę za bardzo zbite:

Zbitość

Wprawdzie w przepisie jest napisane, że "ciasto nie będzie lepkie i dość szybko stanie się spoiste". Ale przeczuwałam, że nic dobrego nie wyjdzie z tej mojej twardej kuli, więc dolałam trochę wody, aż ciasto stało się bardziej miękkie i zaczęło się lepić do dłoni. Niestety nie zdołałam wykonać pięknej foteczki, gdyż miałam oblepione łapska.

Niedawno w Galerii Chleba pojawiła się modyfikacja tego chleba, czyli 100% pszenny razowy na zakwasie. Myślałam, że pszenny razowiec będzie tak samo dobry, ale przeliczyłam się! Chlebisko wyszło mi za suche i chrzęściło między zębami - takich razowców to ja nie lubię. Nawet nie chciało mi się zastanawiać co zrobiłam źle. Uznałam to za nieudany eksperyment i z bekiem poszłam do kąta (w międzyczasie cyknęłam foteczkę):

Na zdjęciu nie wygląda tak źle

Nie mogłam uwierzyć, że idealna receptura na stuprocentowo-prawie-razowy-chleb mogła tak mnie zawieść. Upiekłam więc jeszcze raz, ale z mąką graham. Zapomniałam zrobić zaczyn z mąki pszennej, więc do chleba trafił zakwas żytni. I znowu się nie udało! Gdzież ta miękkość miąższu? Gdzież ona się podziała? Czy temu chlebowi należy się jeszcze jedna szansa? Czy możliwe jest uzyskanie stuprocentowego chleba graham, który nie rani mojego podniebienia i nie wymaga nałożenia na niego kilograma masła, żebym bez trudu mogła go przełknąć?
Byłam tak zdruzgotana, że nawet nie zrobiłam porządnych foteczek. Jedyna fotencja przedstawia chleb siedzący w foremce, który zaczął się zapadać (upsss...):




Życzę grahamowych zakalców na zakwasie!!!